PS, Jeszce mamy do was taką pewną sprawę niby małą ale ważną!
http://zyjjakbysmnienigdyniepoznal.blogspot.com/
Jest to link do bloga o podobnej tematyce. Jeśli ten blog wam się podoba to mogę się założyć że po przeczytaniu tego zrobicie jedno wielkie WOW! Bardzo ważne jest to abyście dawali komentarze, dodawali do obserwowanych, generalnie dawajcie oznaki życia. Pewnie teraz pojawi się pytanie "po co?". O otóż niestety autorka przez dłuższą przerwę wywołaną nieszczęśliwymi zbiegami okoliczności nie mogła pisać i straciła wielu czytelników i chce przestać pisać choć idzie jej to GENIALNIE ! Blog opowiada niby podobną historię lecz zupełnie inną. Inne postacie, inne sytuacje i inny styl.
Serdecznie polecamy i mamy nadzieję, że nas nie zawiedziecie :D
_________________________________________________________________________________
*Perspektywa Harry'ego*
Niepozornie głośna wibracja- tak, to właśnie największy koszmar człowieka na kacu. Na wyświetlaczy mojego telefonu średnio co 20 sekund pojawiał się napis "Lou". Nie chcę odbierać. Stwierdziłem że wolę z nim na spokojnie porozmawiać w domu, o ile w ogóle tak się da. W całym mieszkaniu rozchodził się smród przypalonej jajecznicy i przetrawionego alkoholu. Pierwsza część wyraźnie wskazywała, że Ruda wstała i bawi się w mistrza kuchni choć trochę jej nie idzie. Tak swoją drogą to całkiem niezła z niej zawodniczka. Dawno nie widziałem dziewczyny która jest w stanie tyle wypić i iść w linii prostej.
- No cholera jasna!- rozległ się głośny i piskliwy głos dziewczyny zaraz po dźwięku tłuczonego szkła. Szybko poleciałem do kuchni żeby zobaczyć co się dzieje.
- Emma, co się stało?- zapytałem z przerażeniem gdy zauważyłem zakrwawioną rękę dziewczyny.
- To nic takiego- szybo odpowiedziała- po prostu stłukłam szklankę i się skaleczyłam.
- Czekaj, zaraz wracam- pobiegłem po apteczkę którą wczoraj zostawiła na pralce.
po jakiejś minucie zacząłem opatrywać jej rękę.
- Ał, to boli!- pisknęła wyrywając mi rękę z uścisku.
-Cicho, muszę ci to odkazić. Wczoraj to ty mnie opatrywałaś, to teraz role się odwróciły.- powiedziałem rzucają niewinny uśmiech.
- Haha, no w sumie. Chciałam Ci zrobić śniadanie ale jak już pewnie zdążyłeś zauważyć, to nawet jestem w stanie wodę na herbatę przypalić a moim specjałem jest czarna jajecznica.
- Oj tam, bez przesady. Zdarza się. Poczekaj. Zaraz zobaczysz "Piekielną kuchnię Harry'ego Styles'a"!- powiedziałem zaczynając repetować jej szafki i lodówkę- Daj mi miskę, patelnię i nóż- rzekłem stanowczym tonem
-tak jest szefie!- zaczęła grzebać po szufladach a z jej twarzy nie schodził dziecięcy uśmiech.
Zacząłem przyrządzać sałatkę z awokado, podsmażonym kurczakiem i dresingiem cytrynowym.
- Hazz... może ci pomóc- cicho wszeptała rudowłosa przyglądając się bacznie temu co robię.

Dziewczyna wyszła z lekkim przerażeniem w oczach. W sumie prace były już bliskie końca. po jakiś 10 minutach zawołałem Emmę na nasze śniadanie 13 o rano. Usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść.
-Kurdę, gdzie ty się tego nauczyłeś? To jest świetne.
- Nie uczyłem się tego. Wymyśliłem to na poczekaniu.
- To najlepsza sałatka jaką kiedykolwiek jadłam. Zazdroszczę temu twojemu Louisowi. Też chciałbym mieć takie śniadanka na co dzień.
Z mojej twarzy momentalnie zniknął uśmiech.
- Właśnie Lou. Muszę już wracać. Zapewne czeka mnie nie lada awantura.
- Harry, jak chcesz mogę iść z Tobą. Będzie Ci raźniej- zaproponowała
- Nie no co Ty, nie będę Cię wykorzystywał.
- Ale nie ma mowy!- wtrąciła- Idę z Tobą i proszę mi się tu nie wykłócać bo i tak za Tobą pójdę!
- Ale to na pewni nie jest żaden problem ?
- Na pewno!- odpowiedziała rzucając sympatyczny uśmiech.
- Emma a mam jeszcze taka jedną sprawę- w moim głosie można było usłyszeć nutkę krępacji i nieśmiałości.
- Co jest ? Wal śmiało.
- Mogłabyś pożyczyć mi coś z szafy Daniela bo moje ciuchy średnio się nadają do użytku.
- Okej, nie ma problemu. Zaraz przyniosę Ci jakiś t-shirt i jeansy. Wszystkie marynarki masz na wieszaku.- powiedziała idąc w kierunku szafy stojącej w przedpokoju.
- Dzięki wielkie ratujesz mi życie.
- Nie ma sprawy.
Rudowłosa dała mi kilka rzeczy poskładanych w kostkę. Poszedłem do łazienki. Zacząłem odwijać bandaż z nadgarstka. Z chwili na chwilę sprawiało mi to coraz większy ból. Przyschnięta krew między opatrunkiem a ranami zaczęła odchodzić razem z materiałem podrażniając moją skórę nie wiedząc zupełnie czemu sprawiając mi przyjemność. Całe przedramię wypełniały za równo stare blizny jak i świeże rany. Każde najmniejsze dotknięcie, próba przemycia wodą sprawiały mi niebotyczny ból. Moja twarz pokryła się łzami. Usiadłszy na brzegu wanny zacząłem szlochać. Myśli o tym, że spieprzyłem wszystko na własne żądanie, że nie potrafię docenić prawdziwej miłości, którą mam u swojego boku i doszukiwanie się dziury w całym zaczynają mnie przerastać. Ciche połkiwanie rozchodziło się po całej, choć nie wielkiej łazience.
- Ej, Gwiazdor! ile można się ogarniać ?!- dobiegał lekko piskliwy, prawie że dziecięcy krzyk mieszający się z głośnym pukaniem w drzwi
- Już kończę!
Nie było to do końca prawdą, ale nie chciałem żeby mnie widziała w takim stanie. Dobra, trzeba się sprężać. umyłem twarz, zęby i ubrałem się. Hmmm... swoją drogą to czy to nie dziwne, jak szybko człowiek jest w stanie pracować pod presją. Standardowe godzinne szykowania zastąpiłem pięciominutowym szybkim ogarnięciem, mimo faktu iż w łazience spędziłem znacznie więcej czasu. Lekko rozczochrałem burzę oklapniętych loków na głowie i wyszedłem z pomieszczenia.
-No na reszcie! no ileż można ?- powiedziała lekko zdenerwowanym, ale za radosnym i ciepłym wyrazem twarzy.
- No cóż, zdarza się.- odpowiedziałem jednostajnym tonem.
- Hazz, Czy ty płakałeś?- w jej głosie słychać było ewidentne zmartwienie- Co jest? Mnie nie oszukasz.
-Boję się, a co ma być!- wtrąciłem szybko a moja twarz znów zrobiła się mokra i czerwona- Boję się tego, że On mnie już nie kocha. Zwłaszcza teraz jak nie wróciłem na noc. Ciągle do mnie dzwonił, pisał, a ja go najzwyczajniej w świecie olałem. Znając życie to nawet nie będzie chciał ze mną rozmawiać!
- Nawet tak nie myśl! Harry, będę przy Tobie choćby nie wiem co. Jesteś moim przyjacielem i Cie tak z tym nie zostawię- nagle poczułem bardzo delikatny uścisk i gładzenie dłonią po plecach- Będzie dobrze, musi być!- wyszeptała mi cicho do ucha.
Przez chwilę zapanowała cisza.
- Dobra, Emma myślę że nie ma na co czekać. Zaraz dobije piętnasta.
- To co, idziemy ?
- Tak, raz kozie śmieć.
Założyliśmy buty i coś na wierzch. Oczywiście na dworze panowała standardowa londyńska pogada: niby ciepło, ale wietrznie i wilgotnie. Do domu daleko nie mieliśmy bo jakieś piętnaście do dwudziestu minut. Przez całą drogę w myślach powtarzałem sobie słowa Rudowłosej próbując myśleć pozytywnie, lecz nic to nie dawało. Myśl o spotkaniu z Louisem przyprawiała mnie o dreszcze. Przez znaczną większość drogi panowała niezręczna cisza. Zbliżaliśmy się do celu. W końcu stanęliśmy przed wielkimi drzwiami. Ze środka dobiegały wielkie krzyki.
- A nie mówiłem że wcale nie będzie dobrze?!- powiedziałem, a właściwie wykrzyczałem patrząc na Emme- To nie ma sensu- wypowiedziałem wycofując się spod wejścia
- Że co ?! Chcesz sobie teraz odpuścić ? Nie ma to tamto, Wchodzimy!
Łapiąc za klamkę ręce zaczęły mi się trząść. Dość długo wahałem się czy wejść i szykować się na awanturę, czy też nie i ukrywać się do kończ życia. Klamka zapadła i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Już na wejściu słyszałem rozwrzeszczanego i wściekłego Lou.
"- Lou, ja nie chciałam...
- Za kogo ty się do jasne cholery masz ! Ty myślisz że kim jesteś, że masz prawo mi mówić takie rzeczy.Gówno mnie obchodzi co ty chciałaś a co nie. To cie nie usprawiedliwia z niczego. Chyba tobie jest łatwo powiedzieć "nie przejmuj się nim", "zapomnij o nim"! To na prawdę trzeba mieć tupecik żeby powiedzieć coś takiego! Jak mam się do jasnej cholery nie przejmować skoro najważniejszej dla mnie osoby przy mnie nie ma, nie wiem gdzie jest, czy coś cię stało, jak się czuje ?!"
Właśnie to usłyszałem na dzień dobry- kłótnię Louisa z El. Staliśmy z Rudowłosą w holu jak wryci. W życiu nie widziałem tak poważnego, a za razem tak wściekłego Lou, żeby nawet nie zauważył że ktoś wszedł do domu.
-Emma, poczekaj tu okej ?- wypowiedziałem nawet nie czekając na odpowiedź.
Od razu poszedłem do kuchni. wydawało mi się że to właśnie stamtąd dobiegły wrzaski.stanąłem cały roztrzęsiony w otwartych drzwiach i zacząłem się przysłuchiwać sprzeczce między medialną "parą". Po chwili, gdy Lou już trochę ochłonął, zauważył mnie stojącego i przysłuchującego się całej "rozmowie".
-Harry do jasnej cholery gdzieś ty był ?! Martwiłem się o Ciebie idioto, wszyscy się martwiliśmy!-powiedział i z łzami w oczach rzucił mi się na szyję.
- No własnie widzę jak wszyscy się martwili- cicho wtrąciłem nie omijając sarkastycznej intonacji.
- Kochanie, wiem że to przeze mnie się tak zachowywałeś. Wiem że to w zupełności moja wina
- Nie, nie obwiniaj się o to.
- Harry, przepraszam że ostatnio nie miałem dla Ciebie czasu. Myślisz że mi nie brakowało tej bliskości z Tobą, twojego zapachu, tej porannej szopy na głowie zaraz obok mojej ? Przepraszam Cie, na prawdę żałuję że tak wyszło.
- Wiesz że Cię kocham i nie potrafię bez Ciebie żyć- wypowiedziałem cichym głosem składając pocałunek na jego wargach.
Tak, dokładnie tego mi brakowało. Tej bliskości. Tego, że wiem że mam obok siebie kogoś komu mogę powiedzieć najszczersze, prawdziwe "Kocham Cie"!
- Błagam Cie BooBear, nie kłóćmy się więcej- wyszeptałem delikatnie puszczając jego usta.
- Nigdy więcej- odpowiedział ,a w jego oczach pojawiła się dziecięca iskierka radości.
-Mhmmm...- usłyszałem za sobą niedyskretne odchrząknięcie- nie zapomniałeś nie może przedstawić ?