sobota, 16 listopada 2013

;c

A  wiec prawdopodobnie to jest koniec. nie jest to pewne na 100% ale raczej na 80. nie chodzi tu o to, ze ja nie mam weny, mam, ale brak mozliwosci dodawania rozdzialow nie pomaga mi w tym. Nie chce opuszczac tego bloga bo przywiazalam
Ssie do niego, ale nie widze innego wyjscia, sensu to nie ma, czytelnikow nie ma z mjego powodu.
Wieec to koniec, byylo milo, dziekuje wszystkim ktorzy czytali, komentowali i byli . przepraszam, ze was zawiodlam. <3333 xxx

niedziela, 10 listopada 2013

21 :)

A wiec jestem z nowym rozdzialem. Podziele go na dwie czesci bo jest dosc spory 14 stron w zeszycie :) opoznienie jest spowodowane tym ze rozdzial ktory byl na komputerze usunal sie gdy komp sie popsuł. Bylo ciezko znow go napisac, lecz mysle ze jest leszy niz tamten. wiem ze was jest tu malo ale prosze kazdego kto przeczyta o komentarz <3 oczywiscie przepraszam za błędy jestem na telefonie który się zacina -.- to chyba wszystko część druga powinna być dodana dosyć szybko sama nie wiem czy nie jutro .miłego czytania xx



Perspektywa Harry*

Po jakiejś godzinie śmiania się i gadania o głupotach, Louis musiał mnie opuścić, ponieważ wraz z chłopakami mieli mieć niedługo jakiś wywiad. Nie mam mu tego za złe, ze zostawił mnie samego w szpitalu, mimo, ze potwornie się nudziłem. Po kilkunastu minutach bezczynnego leżenia i pstrykania kośćmi u palcu tak jak miałem w zwyczaju przyszedł lekarz.
-Dzień dobry Panie Styles jak Pan się czuje?-spytał z uśmiechem i podszedł di mnie bliżej w ręku trzymając kartę
-zdecydowanie lepiej, może strasznie się nudzę-jęknąłem
-to pociesze Pana wyniki badan są dobre, nie ma powodów by tu trzymać Cię, wiec za jakieś 30 minut będzie gotowy wypis, odbierze go pan w moim pokoju-powiedział i się szczerze uśmiechnął
-dziękuję bardzo panie doktorze-powiedziałem i wstałem z łóżka, by spakować się do domu. Nie składając ciuchów i wrzucając je po kolski do torby z zadowoleniem mogę stwierdzić, ze dość szybko się spakowałem. Przebrałem się w normalne ciuchy, założyłem bluzę, okulary przeciwsłoneczne po czym skierowałem się do pokoju lekarskiego. Przeszedłem wolnym krokiem korytarz i zapukałem do drzwi z tabliczka 'gabinet lekarski' usłyszałem proszę I lekko uchyliłem drzwi
-proszę wejść Panie Styles wypis już czeka-powiedział I wziął do reki kartkę papieru. Wszedłem do gabinetu i wyciągnąłem rękę po wypis mówiąc :
-dziękuję doktorze
-nie ma za co Panie Styles, powodzenia.
Zamknąłem drzwi i zarzuciłem kaptur na głowę i jak najszybciej skierowałem się do wyjścia z tego okropnego miejsca. W drodze do domu wstąpiłem do pobliskiego kiosku i kupiłem paczkę papierosów i żyletki. W sumie to był taki impuls. Nie powinienem ich używać. Chce z tym skończyć przecież, wiec jeśli tego chce to nie powinienem ich kupować by mnie nie kusiły. Jednak to uczucie ulgi i widok krwi spływającej po nadgarstków pewnym sensie jest kusząca propozycja. Moja próba samobójcza dla wielu jest nieuzasadniona, przecież mam takie idealne życie, zero problemów, zero zmartwień, przecież śmieje się ze znajomymi, tak śmiałem się ale nie dlatego, ze wszystko było okej, chyba bardziej z bezsilności, nie chciałem niepotrzebnej litości i by się niepotrzebnie martwili. Ale gdybym miał możliwość zrobić to po ran drugi, zrobiłbym to, nie zawahałbym się, tak myślę, ze już nic mnie tu nie trzyma, straciłem to co było dla mnie najważniejsze przez swoją głupotę. Łzy zaczęły wzbierać się w kącikach moich oczu. Zamknąłem je pospiesznie, nie pozwalając im by zaczęły płynąć wzdłuż moich policzków. Wyjąłem paczkę fajek z mojej kieszeni i trzęsącymi rękoma wyjąłem jednego i odpaliłem. Zaciągnąłem się po chwili wypuszczają dym. Ręką przetarłem łzy, które mimo moich starań zaczęły płynąć. Po kilku minutach było ich coraz więcej i więcej. Nawet nie miałem siły ich wycierać. To by nic nie dało, na nowo było by ich pełno. Cicho westchnąłem myśląc, ze czuje się samotny, to cholernie głupie, mam chłopaków, ale potrzebuje kogoś kto by pomoc mi się pozbierać i przetrwać te chwile, które powiedzmy są ciężkie dla mnie, kogoś kto by mnie wspierał i troszczył.  wiem ze mam chłopaków, ale zawsze znajdzie się jakieś ale. Otworzyłem kluczem drzwi i  wszedłem  do domu. Do naszego domu, który w tym momencie był dla mnie cholernie obcy. Jakbym tu nie był kilka lat. a to kilka marnych dni. Skierowałem się do salonu i zobaczyłem bałagan, w sumie czego się spodziewałem, ja leżałem w szpitalu, chłopcy mieli wywiady. Nie dziwię się, ze nie mieli czasu posprzątać. Wszedłem po schodach do mojego pokoju. Na podłodze pełno ciuchów Louisa. Wielki z niego bałaganiarz. Zamiast złożyć, schować, wygodniej jest rzucić na podłogę.  Najwidoczniej kilka ostatnich nocy spędził w moim pokoju. Nawet łóżka nie zaścielił. Kiedyś z nim oszaleje. Rzuciłem się na łóżko. O wiele wygodniej niż na szpitalnym łóżku, ale czemu się dziwić. Przeciągnąłem się ziewając i usiadłem wyciągając nogi przed siebie. Sięgnąłem do kieszeni wyjmując paczuszkę żyletek i paczkę fajek. Rozpakowałem małą paczkę ujmując z niej 5 srebrnych, ostrych narzędzi. Wziąłem jedna do ręki i zacząłem przyglądać się jej, obracając ja miedzy palcami. Czy warto do tego wracać? I tak i nie. Nie powinienem, nie chce zawieść Lou i chłopaków, ale także obiecałem to sobie.nie chce by się niepotrzebnie martwili. z drugiej strony chyba nie jestem na tyle silny by z tym skończyć. Oczywiście wiem, ze się uzależniłem i później będzie trudniej z tym skończyć. Jednak ciągle po głowie chodzą mi myśli, ze tak naprawdę nie chce z tym skończyć. Westchnąłem patrząc na żyletkę i obiecałem sobie chyba tysięczny raz, ze to ostatnie ciecie. Ostatni raz kiedy się okaleczam. Oczywiście wiem jak ta obietnica się skończy.Odsłoniłem całe udo i pociągnąłem mocno. Preferuje nadgarstek do cięć, ale tamto miejsce łatwo mogą zobaczyć. By się rozczarowali, a ja tego nie chce.  Z rany powoli krew zaczęła się sączyć W pewnym sensie widok jej zachęcił mnie do dalszych ran. Kolejne cięcie i kilka kolejnych. Sporo krwi spływającej i kolejne kilkanaście mocnych ran żyletką. Położyłem ją na pościeli i poszedłem do łazienki zmyć krew z uda. Co z tego, że szczypało. Gdy zmyłem całą krew trochę się przeraziłem. Ran było pełno, całe udo w ranach. Westchnąłem i założyłem dresy, uprzednio chowając żyletki. Podszedłem do okna i odpaliłem fajka.
To mnie uspokajało, odstresowywało. Zaciągnąłem się dymem i po chwili wypuściłem go. Dokończyłem papierosa i westchnąłem widząc samochód chłopaków parkujący na podjeździe przed domem.

wtorek, 1 października 2013

20!

Witaaajcie kochani! x
Wreszcie udało mi się skończyć 20. Nie jest zbyt długa, ale po prostu nie miałam pojęcia co dalej, kompletnie nie szło mi jej pisanie, więc postanowiłam, że zakończe i jutro zabiore się za 21 by była lepsza. Przepraszam, że tyle czekaliście i wiem, że nie mam żadnego wytłumaczenia czemu. W szkole mam luz, więc to nie problem znaleźć czas, ale różne sprawy i to co się działo sprawiły, że trudno było mi się zebrać i coś napisać, wyzwaniem też był ten rozdział bo chciałam by był jak najbardziej 'wesoły' i to było cholernie trudne zważając na mój humor. No nie chce wam więcej przynudzać, mam nadzieje, że wam się spodoba. 21 od 10 komentarzy. Jeszcze raz przepraszam i do następnego! xxxx
~~~~~~~
Perspektywa Nialla

Ułożyłem włosy, przebrałem się i byłem gotowy do wyjścia. Krzyknąłem, że nie wiem o której wrócę, i wyszedłem z domu trzaskając drzwiami. Po drodze wstąpiłam do kwiaciarni, w celu kupienia bukietu róż dla Emmy. Wszedłem do środka i od razu poczułem intensywny zapach kwiatów. Podszedłem do młodej kobiety, która poprawiała bukiety i powiedziałem:
-Dzień dobry, chciałbym jakiś ogromny bukiet
-Witam, a z jakiej okazji? -wstała i uśmiechnęła się do mnie promiennie. Uśmiech miała przyjazny, a na sobie ogrodniczki i plakietkę z imieniem.
-Emm..-wydukałem i podrapałem się po karku – chciałbym wyznać pewnej dziewczynie miłość..-powiedziałem cicho, będąc przekonanym, że to zabrzmi żenująco
-Zaraz ułożę jakiś bukiet i zobaczymy czy się Panu spodoba, z ilu róż ma być?
-Dokładnie to tego nie przemyślałem, ale dużo, no wie Pani.. eem.. taki ze 100 róż czy coś koło tego, cena nie gra roli.
-Rozumiem, i nie mów do mnie 'Pani' czuję się taka stara a mam dopiero 19 lat!-powiedziała i się zaśmiała.- Jestem Nina
-A ja Niall, miło mi.
-To ja zaraz Ci coś pokażę-powiedziała i poszła na zaplecze, z garściami róż. Zacząłem rozglądać się po kwiaciarni, można było tu spotkać wiele rodzajów kwiatów, chryzantemy, słoneczniki, tulipany, tak różne kolory ich i tak pachnące. Przechadzałem się między kwiatami, co chwile zatrzymując się przy ciekawszych i wąchając je usłyszałem kroki Niny. Po chwili zobaczyłem ją z wielkim bukietem w ręku, biało czerwonym.
-I jak?-zapytała i pokazała mi go
-Jezu, jest piękny, niesamowity! Kobieto masz talent i to wielki-powiedziałem wielce uradowany patrząc na białe serce w środku czerwonych róż.
-Udekoruję tylko łodygi i już gotowy. Liścik też włożyć?
-Jakby nie było to problemem to tak.-powiedziałem i szeroko się uśmiechnąłem
-Z jakim napisem?-zapytała, i posłała mi ciepły uśmiech
-Zostaniesz moją dziewczyną? Chyba będzie dobrze nie?-spytałem, bo dopadły mnie wątpliwości czy dobrze robie, czy to będzie dobry bukiet i czy jej się spodoba. Miałem teraz mętlik w głowie.
-Będzie idealnie, na pewno spodoba jej się.-powiedziała i włożyła liścik między róże -Proszę i do zobaczenia.-powiedziała a ja podałem jej pieniądze i zdążyłem krzyknąć do zobaczenia, gdyż śpieszyłem się do Emmy. Bukiet nie był wygodny do niesienia, ale była warta tego. W pośpiechu próbowałem ułożyć sobie, to co jej powiem gdy otworzy mi drzwi i przywita mnie uśmiechem, ale nie byłem w stanie przewidzieć jej reakcji. Stanąłem przed jej drzwiami, wziąłem głęboki oddech i zadzwoniłem dzwonkiem. Usłyszałem jak krzynęła 'już idę' i po chwili szybko otworzyła drzwi i stanęła zdziwiona przede mną.
-Niall.. co Ty tu robisz?-zapytała i popatrzyła na wielki bukiet
-Mogę wejść? To pogadamy-powiedziałem cicho
-Tak, wchodź. Napijesz się czegoś może? -zapytała i uśmiechnęła się delikatnie
-Nie dzięki-powiedziałem i wziąłem głęboki oddech, stresując się trochę-ten bukiet to jest specjalnie dla Ciebie. Zakochałem się w Tobie. Kurwa brzmie jak frajer ale nie wiem co mam jeszcze powiedzieć?
-Och Niall-powiedziała i wzięła ode mnie bukiet- jest prześliczny! Cudowny. Oo, co to za karteczka?-powiedziała i szybko wyciągnęła ją uśmiechając się. Rozłożyła ją, przeczytała i spojrzała mi w oczy, cały czas się uśmiechając.
-Pewnie! Też Cię kocham. Bardzo mocno!-powiedziała i rzuciła się na mnie, wieszając się na mnie i oplatając nogami moje biodra. Spojrzałem jej w oczy i cmoknąłem ją w usta. Oddała pocałunek i szybko przerodził się on w bardziej namiętny i pełen uczucia. Oderwałem się od jej malinowych ust z cmoknięciem i spojrzałem jej w oczy.
-Jesteś taka śliczna i taka doskonała- przez moje słowa na jej policzkach wyłoniły się dwa rumieńce
-I do tego ślicznie się rumienisz-powiedziałem i pocałowałem ją w czoło.
-Niall przestań mi słodzić!-oburzyła się i wtuliła się w zagłębienie mojej szyji. Zazczynało być już późno, na dworzu było ciemno, ja też chciałem już się położyć i wreszcie się wyspać. Chciałbym zapomnieć o wszystkim co mnie ostatnio martwi i trapi. Boję się o Harrego, że nie poradzi sobie, i że znów nie będę mu w stanie pomóc. Troszkę się zamyśliłem i spojrzałem na Emmę, oddychała równomiermie i się nie ruszała, wciąż wtulając się w zagłębienie mojej szyji co oznaczało, że zasnęła. Poszedłem z nią niosiąc ją nadal na rękach na górę do jej sypialni. Ułożyłem ją delikatnie na łóżku i przykryłem kołdrą, a sam wziąłem koc i poduszkę i poszedłem położyć się na kanapie. Byłem tak wyczerpany, że po kilku minutach zasnąłem.

Perspektywa Louisa

Obudziłem się rano w miarę wypoczęty, przeciągnąłem się na łóżku i w samych bokserkach zszedłem na dół, by zrobić coś do jedzenia. Wiem nie jestem dobrym kucharzem, ale kanapki to ja jeszcze umiem zrobić i to całkiem dobre. Zrobiłem wielki talerz kanapek, zapakowałem kilka do torby śniadaniowej i pobiegłem na górę odświeżyć się i przebrać. Włosów układać nie miałem zbyt czasu, więc tylko je rozczesałem i założyłem pierwsze lepsze ciuchy z szafy, zarzucając na siebie pośpiesznie bluze Hazzy. Pachniała nim. Pośpiesznie zabrałem torbę z kanapkami, delektując się zapachem bluzy. Zabrałem kluczyki do samochodu z szafeczki i wyszedłem z domu trzaskając drzwiami, byłem w dobrym humorze, ponieważ cieszyłem się, że zobacze Harrego. Wszedłem do samochodu, kanapki połozyłem na fotelu obok i jak najszybciej starałem się dojechać do szpitala. Gdy dojechałem pod szpital, zaparkowałem gdzie było miejsce i szybko wysiadłem z samochodu gnając do mojego chłopaka. W recepcji powiedziałem pielęgniarkom dzień dobry i skierowałem się do sali gdzie leżał Harry. Wszedłem do środka z wielkim uśmiechem na ustach i spostrzegłem mojego chłopaka leżącego na łóżku z znudzoną miną.
-Cześć Curly -powiedziałem i podszedłem do niego czule go całując
-Hej LouLou tęskniłem-powiedział i mocno się wtulił we mnie
-Ja też Hazz..-powiedziałem i poczochrałem jego loki i podając mu torbę z kanapkami.
-Specjalnie dla Ciebie robiłem, bo pewnie nie masz dobrego jedzenie
-No fakt. Jesteś kochany. Chce już do domu-powiedział i zrobił naburmuszoną minę

-Już niedługo Hazz. Niedługo.

piątek, 27 września 2013

PRZEPRASZAM.

naprawdę chciałabym was wszystkich przeprosić. Wiem, że ciągle czekacie aż coś dodamy, i że przerwy miesięczne między rozdziałami to maskara, ale przepraszam jeszcze raz. Jeśli was to ucieszy to postaram się dziś zacząć 20. No nie wiem co tam będzie, ale musze wam wynagrodzić to ze tak długo czekacie. Naprawdę jeszcze raz przepraszam. Zdaje sobie sprawę z tego, że to opowiadanie jest nudne, do dupy itd. Pomysłu na to opowiadanie nie dało się bardziej popsuć. Powiedzmy szczerze, że zjebałam mój pomysł po całości. Jednak blog poprowadze do końca. MAM PROŚBĘ. wieeelką prośbę. Żeby każdy kto czyta dodał jakiś komentarz obojętnie co, chce poprostu wiedzieć ilu was wszystkich jeszcze zostało, to naprawdę motywuje do dalszej pracy ;)
Kolejna sprawa, chciałabym wam zareklamować tłumaczenie mojej kochanej Ani, http://fanfiction-damaged.blogspot.com/ i oczywiście proszę o komentowanie.

buziaki x

czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 19


PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM!!!!
Wiem, że rozdział powinien pojawić się miesiąc temu. To moja wina. Dominika napisała rozdział, wysłała mi smsem i miałem go opublikować. odłożyłem to na następny dzień, w którym niestety zepsuł mi się telefon. nie miałem nawet jak się skontaktować i dopiero teraz jak Domi wróciła to możemy go wstawić.
JESZCZE RAZ PRZEPRASZAM za to i za wszystkie błędy których nie nie poprawiłem sprawdzając.
Miłej lektury :3
_______________________________________________________________________________


*Perspektywa Harrego*
Leżę samotnie, w cholernie niewygodnym szpitalnym łóżku i rozmyślam nad wieloma sprawami. Ostatnio wszystko się strasznie pokomplikowało, nie potrafię już sobie z tym poradzić, nie potrafię tego ogarnąć. Za dużo tego wszystkiego. Lou z chłopakami zmieniają się bym nie siedział tu sam,chcą dotrzymać mi towarzystwa i umilić pobyt w tym okropnym miejscu, lecz dostrzegam to jak są tą sytuacją zmęczeni. Kazałem im iść do domu,  wyspać się a potem dopiero przyjść, jeśli w ogóle będą mieli na to ochotę. To cholernie miłe, że są tutaj, przychodzą i się troszczą o mnie, lecz gdy potrzebowałem ich pomocy nie otrzymałem jej. Tak były oczywiście wyjątki,mam tu na myśli głodomora, ale  nadal mam wrażenie, że mimo wszystko, nic ich nie obchodzę. Niby zapewniają, że jest inaczej i mówią ,że się martwią.
Mam cholerną ochotę zrobić coś sobie, lecz nie mogę. Wiem, że teraz na każdym kroku będę przez nich kontrolowany, założę bransoletki będzie to podejrzane. Będą mi się przyglądać, sprawdzać uda, nadgarstki czy miejsca w których mógłbym się pociąć. Będą mi się przyglądać czy wyjątkowo dużo jem, martwiąc się bym przypadkiem nie wpadł w anoreksje. Skończenie z cięciem będzie ciężkie szczególnie dla osoby uzależnionej. Naprawdę nie jest łatwo z dnia na dzień przestać to robić, pozbyć się żyletek, by nie kusiły i nigdy więcej po nią nie sięgnąć.
Oczy zaczęły mi się kleić, jestem cholernie zmęczony. Poprawiłem sobie poduszkę, wygodnie się ułożyłem z zamiarem zaśnięcia, gdy usłyszałem skrzypienie drzwi. Momentalnie otworzyłem oczy i zobaczyłem ją... Emmę stojącą w drzwiach z niepewnością w oczach i wahaniem.

*Perspektywa Emma*

Tak jak ustaliliśmy z Niallem rano pojechaliśmy do szpitala. Przez całą drogę byłam bardzo zestresowana i do końca nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Od czego powinnam zacząć. Razem z blondynem uzgodniliśmy, że pójdę do niego sama a on poczeka na mnie w aucie. Bedę mogła spokojnie porozmawiać z nim o tym wszystkim co się wydarzyło. Szłam szpitalnym korytarzem mijając sale, aż stanęłam przed właściwą. Wzięłam głęboki wdech i niepewnie weszłam.

- Hazz, mogę wejść? - zapytałam po cichu
- Jak musisz - odpowiedział obojętnym tonem i usiadł na łóżku, poprawiając loki.
- Ja.. naprawdę przepraszam, to wszystko nie miało być tak. - powiedziałam i spuściłam głowę. Było mi wstyd, że dałam się w to wplątać
-No tak nie udał wam się wasz genialny plan, przykre. - syknął. - Jeśli to wszystko to tam są drzwi. -powiedział i pokazał w ich stronę. Potraktował mnie chamsko, fakt faktem, ale na jego miejscu postąpiłabym identycznie, więc nie mam mu tego za złe.
-Harry, ja nie chciałam brać w tym udziału, chciałam ją powstrzymać, by nie zrobiła tego zdjęcia. Ja nawet próbowałam ją wtedy powstrzymać , naprawdę widzę jak z Lou się kochacie i jak wam obojgu zależy, i nie potrafiłabym tego zepsuć. Nawet nie chciałabym psuć tak pięknej miłości.Pewnie mi nie uwierzysz i nie mam Ci tego za złe, ale chciałam byś znał prawdę. Naprawdę przykro mi, że wasz związek i Twoje zdrowie ucierpiało na tym, ale to nie był mój pomysł, ja nie chciałam się w to mieszać i bardzo Cię za to przepraszam. Wiem, że te słowa nie wiele dla Ciebie znaczą, i że mnie pewnie za to nienawidzisz , ale musiałam  powiedzieć Ci prawdę, zasługujesz na to - powiedziałam i starłam łzy, które skapywały po moich policzkach.

*Perspektywa Harry*

W moich oczach również widniały łzy. Naprawdę to co się stało, miało na mnie ogromny wpływ. To wszystko jest tak pokręcone. W mojej głowie jest taki mętlik, problemy otaczają mnie z każdej strony, mniejsze i większe. Z jednymi łatwiej było sobie porazić, lecz z innymi trudniej. Pomyślałem o Louim, o osobie, którą naprawdę kocham, bezgranicznie, jak nikogo innego i łzy same popłynęły po moim policzku .
- Po prostu wyjdź. - wyszeptałem i odwróciłem się plecami do drzwi. Lekkie zatrzaśnięcie drzwi. I znów jestem sam, znów leżę w pustej brzydkiej sali rozmyślając nad tym wszystkim. Po raz kolejny zamierzałem pójść spać i odpocząć od tego wszystkiego lecz usłyszałem ponowne skrzypnięcie drzwi, ktoś wszedł nawet nie odwracając się i sądząc, że to ponownie ona powiedziałem oschle.
- Jeśli znowu to Ty próbujesz mnie przeprosić, to odpuść sobie i po prostu wyjdź. Nie mam ochoty na rozmowy z Tobą.- jedyne na co miałem ochotę to na wypłakanie się i wyspanie.
- To ja -usłyszałem cichy głos Louisa
- Przepraszam, myślałem, że to..-miałem dokończyć, lecz wciął mi się w słowo, wiedząc, że nienawidzę gdy to robi, mówiąc:
- Emma, wiem minęliśmy się, ale jakoś nie miałem ochoty na rozmowy z nią. Jak się czujesz?-powiedział i złożył delikatny pocałunek na moich wargach.
- Wiesz, w porównaniu do wczoraj, to o wiele lepiej, tak naprawdę to chciałbym do domu, tęsknię za spaniem z Tobą w wygodnym miękkim łóżku, całowaniu Cię na dobranoc, no i nie da się pominąć tych wariatów, z nimi zawsze weselej, mimo, że spędzacie ze mną tu sporo czasu,  to nie to samo jak w domu. Nie mogę doczekać się, kiedy wrócę i  wszyscy razem napijemy się piwa.
-Nono na piwo to Ty poczekasz długo jeszcze,teraz to tak łatwo nie będzie Hazz, nic nie jest takie samo, Twój pobyt tu, no powiedzmy szczerze ciężko znoszę, wszyscy znosimy go ciężko, każdy na swój sposób się obwinia. Wiesz jakie mam cholerne wyrzuty sumienia? Poza tym też tęsknie za tymi wspólnymi nocami, za Twoim śmiechem czy bawieniem się w nocy Twoimi lokami i gadaniem o głupotach. - westchnął i spuścił głowę, a ja złapałem go za rękę. Spojrzał mi w oczy i delikatnie się uśmiechnął. Doskonale wiedziałem jak mu ciężko i jak się martwi.
- Nie powinieneś ich mieć - powiedziałem
- Ale mam, widzisz gdybym wcześniej zaobserwował to co się z Tobą dzieje - załąmał mu się głos - nie trafił byś tu, niemiałbyś wielu wcześniejszych ran i nie było by tak źle. Nie potrafię zrozumieć, że byłem tak ślepy, przecież to tak łatwo zauważyć, nie oszukujmy się Curly, kłamać to Ty nie umiesz, a ja znając Cię na wylot wiedziałem, że coś się dzieje, ale nie zareagowałem i naprawdę przepraszam Cię, tak cholernie mocno przepraszam Cię Hazz.-powiedział i spuścił głowę
- Lou, nie masz za co mnie przepraszać, ja nie chciałem by kto kolwiek wiedział i widział co się ze mną dzieje, a nawet jeśli była osoba która by wiedziała to nie była w stanie mi pomóc. Lou to nie jest łatwe z tym skończyć, tak teraz po tym wszystkim co się wydarzyło wrócić do domu i nie sięgnąć po żyletkę. To wszystko jest bardziej skomplikowane niż się wydaje - powiedziałem i westchnąłem wiedząc, że będzie ciężko. Bardzo ciężko
- Nikt nie powiedział, że będzie to łatwe Haroldzie - skrzywiłem się na swoje imię w pełnej formie. Nigdy nie lubiłem go i Lou wiedział o tym doskonale. - To będzie na pewno cholernie trudne. Ale masz nas, pamiętaj o tym. Mimo wszystko masz nas, zawsze możesz przyjść porozmawiać z nami wiesz, że Ci pomożemy, nawet jeśli nie chcesz mnie martwić to idź do Liama, wiesz, że jest rozsądnym chłopakiem, wysłucha Cię, pomarudzi ale pomoże... nie Hazz? Nie unikaj naszej pomocy. Chcę byś z tego wyszedł i Ci pomogę za wszelką ceną. Tylko Ty też musisz chcieć tego. - powiedział i pogłaskał mnie po lokach patrząc na mnie smutnym wzrokiem
- Och Lou, wiedz, że ja chce z tego wyjść, próbowałem wiele razy, ale mówiłem, to trudne. Dla Ciebie... Zrobię to dla Ciebie i na pewno mi się to uda - moją wypowiedź przerwało z hukiem otworzenie drzwi przez Zayna i chłopaków. Oni to potrafią zepsuć każdą sytuację kiedy chciałem pobyć z nim sam na sam, szczerze porozmawiać i wszystko wyjaśnić.
- Sieeemano Hazz, cieszysz się, że nas widzisz?-zapytał Zayn z wielkim uśmiechem na twarzy
- Strasznie-mruknąłem cicho i posłałem im blady uśmiech
- Och tak tęskniłem Curly, wiesz jak to jest spać samemu w łóżku bez Ciebie i nie czuć Twojej obecności czy  nie widzieć Cię chodzącego nago? Przecież to istna katastrofa-powiedział rzucając się w moją stronę z udawanym płaczem, zaczynając całować moje policzki na przemian.
- Fuu! Zayn przestań mnie ślinić-krzyknąłem i starałem się go odeprzeć.
- No już już Zayn przestań, straszysz młodego - wtrącił Payn, a Niall po prostu zaśmiał się i usiadł mi na łóżku, rozpychając się i szukając jak to określił `wygodnego miejsca, z dobrym widokiem na wszystkich`. 
- Nono Hazz co u Ciebie? Jak się czujesz?-spytał Liam, jedyny kulturalny, który nie rzucił mi się na łóżko a zamiast tego wziął krzesło i ustawił je koło Lou.
- No powiem wam, że znacznie lepiej. No może strasznie te łóżka nie wygodne i jedzenie no nie takie jak to w domu ale poza tym to nie mogę narzekać, jest całkiem okej.
- No nie dziwie Ci się Hazz, ja to bym tego za żadne skarby nie zjadł. Nie wiadomo, czy tym nie można się zatruć - powiedział i wyjął  z mojej szafeczki jabłko.
- Tak tak Niall, oczywiście, że możesz jabłko, nie musisz się pytać. - powiedziałem i wybuchnąłem śmiechem.- Smacznego głodomorze, pewnie po waszej wizycie nic mi w szafce nie zostanie - powiedziałem.
- Już tak nie narzekaj, głodny byłem - powiedział z morderczą miną i wgryzł się w jabłko mlaskając, co wprowadzało Liama w stan złości.
- Zachowuj się, ile razy mówiłem Ci, że się nie mlaska? - powiedział i dodał sam do siebie - Tych dzikusów to nigdy się kultury nie nauczy.
- Już tak nie narzekaj Payne, zawsze mogło być gorzej - powiedziałem i zaśmiałem się.

Chłopcy siedzieli u mnie jeszcze dwie godziny, śmiejąc się i wygłupiając póki nie przyszła pielęgniarka mówiąc, że zachowujemy się za głośno i by przyszli mnie odwiedzić, jak się wyciszą. Pożegnałem się z chłopakami przytuleniem, jedynie z Louisem zostałem chwilkę sam w sali, żegnając się namiętnym całusem.
- Pomogę Ci kochanie z tego wyjść. Obiecuję - szepnął Lou i dodał:- Do jutra. 
- Cześć - szepnąłem i popatrzyłem jak drzwi się za nim zamykają. Znów zostałem sam, z natłokiem myśli w głowie, nie mogąc sobie z nimi poradzić. Gdy jestem z nimi i widzę ich uśmiechnięte buzie, to zapominam o swoich problemach, cieszę się chwilą, lecz gdy zostaje sam, to wszystkie myśli, problemy, troski wracają z podwójną mocą, powodując zamieszanie i  mętlik w mojej głowie. Zacząłem rozmyślać o czasach kiedy było wszystko dobrze, kiedy nie ciąłem się, bo nie czułem takiej potrzeby, kiedy nie płakałem, bo potrafiłem we wszystkim ujrzeć jakiś pozytyw. Jestem wrażliwy, mimo że tego nie pokazuje, więc każdą uwagę na temat mojego wyglądu, czy każde wytknięcie mojej wady jest dla mnie bolesne. Nigdy nie pokazuję tego osobie, która mi to mówi, lecz później przeżywam to na swój sposób. Ma to swoje zalety, chociażby takie że próbuję się doskonalić. Tak jak było na przykład z wyglądem mojej sylwetki. Słyszałem opinie, że więcej tam tłuszczu niż mięśni, więc zacząłem ostro trenować, i mogę szczerze przyznać, że z efektu jestem zadowolony.
 Zacząłem sobie przypominać początki miłości mojej i Louisa. Nasz pierwszy pocałunek, w moim pokoju, na moim łóżku, gdy przytuleni do siebie próbowaliśmy usnąć po męczącym dniu. To jak każdego dnia zaczynaliśmy dzień całusem i kończyliśmy go będąc do siebie przytuleni. Każde jego spojrzenie, uśmiech w moją stronę, sprawiały na początku, że czerwieniłem się. Gdy powiedział mi kiedyś jakiś komplement to wyglądałem jak burak. To wszystko potrafi sprawić, że na twarzy pojawia się uśmiech. Przypominałem sobie wszystkie chwile, warte zapamiętania. Mamy tyle wspólnych zdjęć i każde ma własną historię. Od razu pomyślałem o zdjęciu z naszego spaceru nad jeziorem. Zrobiliśmy je siedząc, rozmawiając o wszystkim i dzieląc się ze sobą sekretami.
Do dziś pamiętam jak siedzieliśmy tuż przy brzegu na górce o 24 z butelką alkoholu w ręku. Pamiętam dokładnie wszystkie historie które mi powiedział, to jak się uśmiechał i gestykulował opowiadając o tym co go wkurzało. Pamiętam jego śmiech jak patrzył na mnie, jak obiecał mi, że  zabierze mnie w tajemnicze miejsce. Pamiętam jego zdecydowany głos, gdy to wypowiadał, który dał mi gwarancję, że spełni swoje słowa. Obydwoje skończyliśmy tak, że do domu szliśmy chwiejnym krokiem, głośno się śmiejąc, bo przecież nie skończyliśmy na jednym piwie. Wszystkie te wspomnienia są rajem dla mnie i powodują, że się uśmiecham. 
Ziewnąłem będąc już tak zmęczonym, że oczy same mi się zamykają, przytulając się na boku i zasypiając.
*Perspektywa Niall*
Razem z chłopakami gdy pielęgniarka nas wygoniła pojechaliśmy do domu. Tam odrazu każdy zaczął zajmować się swoimi sprawami. Liam poszedł do pokoju, mogę założyć się, że pisze z fankami. Zayn usiadł przed telewizorem, jedynie Louis siedzi bezczynnie w kuchni ziewając.
- Połóż się, należy Ci się odpoczynek-powiedziałem I poklepałem go po plecach
- Tak wiem, jestem tak zmęczony, że padam-powiedział i ziewnął znów.
- Dlatego połóż się, a rano ja pojadę do niego, przyjedziesz jak się wyśpisz,  innej opcji nie ma dlatego nie sprzeczaj się Tomlinson, musisz spać. - powiedziałem
- Dziękuje Niall - powiedział i poszedł na górę. W międzyczasie poszedłem do łazienki wziąć prysznic i przebrać się, gdyż wcale nie zamierzałem spędzić tej nocy w domu

czwartek, 25 lipca 2013

Rozdział 18

Zatem tak na wstępie... W sumie nie wiem co napisać. -,-
Przepraszamy, że tak długo. Niestety wyszło jak wyszło. Ciągłe rozjazdy, brak weny albo możliwości...
Życzymy miłej lektury i liczymy na Wasze komentarze :3

_________________________________________________________________________________


*Perspektywa Harryego*

Don’t bury me
Don’t lay me down
Don’t say it’s over
'Cause that would send me under

Po moich policzkach spłynęło parę łez, gdy w słuchawkach iPoda usłyszałem piosenkę Alex Hepburn. Przez całą noc nawet nie zmrużyłem oka. Zaraz po tym całym wczorajszym, a właściwie można by powiedzieć, że nawet dzisiejszym zajściu, od razu poszedłem do siebie. Powiedziałem Lou, że muszę sobie to przemyśleć i pobyć trochę sam. Nie dostałem żadnej odpowiedzi, żadnego komentarza, ani słowa. Do tej pory przed oczami mam obraz Louisa, który stał opary o parapet i wpatrywał się w krople deszczu spływające po szybie. Nic nie boli tak bardzo jak milczenie, a zwłaszcza milczenie osoby, którą się kocha.
Gdy tylko utwór dobiegł końca, jednym szybkim ruchem wyrwałem słuchawki z uszu i rzuciłem w je kąt. Otarłem łzy, siedząc opary o łóżko i sięgnąłem po zdjęcie, które stało na stoliku. Za kawałkiem szkła widniałem ja  i Louis na x – factorowskiej scenie. Pamiętam moją radość w momencie, gdy usłyszałem, że zostaliśmy połączeni w grupę. Wtedy nawet przez myśl mi nie przeszło, że się w nim zakocham. Po prostu coś w nim było, jakaś tajemnica, której chęć zgłębienie nie dawała mi spokoju. Z dnia na dzień poznawaliśmy się coraz bardziej, zbliżaliśmy się do siebie. Sprawę z tego, że to właśnie on, zdałem sobie dopiero podczas pierwszej trasy koncertowej, gdy zostaliśmy sam na sam. Po raz pierwszy w życiu byłem na prawdę szczęśliwy. Miałem pewność, że to właśnie miłość mojego życia, a nie jakiś przelotny romans. Wiedziałem, że chcę się zestarzeć właśnie u jego boku, że to właśnie z nim spędzę całe życie, lecz teraz…                                         
Podejrzewam, że ma mi za złe, sprowadzenie Emmy. Czułem się winny przez własną naiwność. Jeśli te zdjęcia ujrzą światło dzienne, to nie tylko nasz związek, ale i dalsze losy zespołu staną pod jednym wielkim znakiem zapytania
Nagle usłyszałem delikatne pukanie do drzwi.
- Nie przeszkadzam? - spytał cicho Niall.
- Nie no, co ty. Wchodź - odparłem posmarkując i wycierając łzy.
- Hazz, co się dzieje? - spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami
Przez dłuższą chwilę milczałem.
- Powiesz mi co się tutaj wczoraj stało? - zapytał. 
- Eh... - westchnąłem. - No co mam ci powiedzieć?
- Prawdę - wtrącił Horan.
- Któraś z dziewczyn zrobiła nam zdjęcia jak... no wiesz... - spuściłem głowę.
- Czyli nie wiecie która? - wypytywał się dalej - Jedna zgania winę na drugą. I jak tak dalej pójdzie, to raczej nigdy się nie dowiemy, jak było naprawdę - odparłem załamany.
W pewnym momencie poczułem na ramieniu rękę Nialla, którą mnie po siebie przyciągnął, a następnie zaczęł delikatnie gładzić po głowie
- Ej, co jest? - zapytał zmartwiony blondyn.
- To moja wina. To wszystko to moja wina. Gdybym nie był tak naiwnym idiotą...
- Hazz do jasnej cholery, to nie twoja wina, że tak się stało! Poza tym ja nie wierzę w to, że Emma mogłaby coś takiego zrobić. Pamiętasz co się działo między Tobą i Eleonor, jak zareagowała ma twój powrót? Bo ja doskonale to pamiętam i wiem, że ona zrobi wszystko byle by wasz związek z Louisem się rozpadł. To przebiegła żmija i wiem, że jest zdolna do wszystkiego. Myślę też, że Emma mogła być jedynie jej przykrywką.
- Niall, ja na prawdę nie wiem jak to było i szczerze mówiąc, nawet nie wiem czy chcę wiedzieć - jęknąłem. - Wiem, że będziesz bronił Emmy. Nie da się przestać czegoś czuć, chociażby nie wiem jak się tego chciało - spojrzałem na zdjęcie, a z moich oczu ponownie zaczęły lecieć łzy.
- Harry, uwierz mi, między tobą, a Louisem wszystko się ułoży - pierwszy raz w życiu widziałem Nialla tak poważnego  - Obydwoje jesteście zdenerwowani całą tą sytuacją. Nie mówię, że dzisiaj, ale za kilka dni na pewno wszystko będzie dobrze. Na prawdę, uwierz mi - powiedział, po czym przytulił mnie i otarł mi łzy. - Chodź na dół, zaraz jedenasta. Wypadałoby zjeść jakieś śniadanie - odrzekł, po czym wstał z podłogi przeciągając się.
- Nie jestem głodny. Szczerze powiedziawszy to jestem zmęczony, w nocy w ogóle nie spałem i chyba teraz to nadrobię.
- Okej, jak wolisz, ale pamiętaj, jakby co wal śmiało - uśmiechnął się i ruszył w stronę drzwi..
- Niall!
- Co? - zapytał blondyn stojąc w progu.
- Dziękuję - odparłem z delikatnym uśmiechem.
- Do usług - roześmiał się Horan.
Po chwili położyłem się na łóżku. Próbując załatać swoją samotność leżałem wtulony w poduszkę z nadzieją na sen, lecz nadal mi czegoś brakowało. Jego dotyku, zapachu perfum, jego twarzy tuż obok mojej. Tym razem już nie miał mnie kto przytulić i cicho wyszeptać do ucha, że jutro będzie lepiej. Zostałem sam
Po mniej więcej trzydziestu minutach wreszcie udało mi się zasnąć. Właściwie nic mi się nie śniło... może to i lepiej? Gdy się obudziłem, zegar pokazywał godzinę 22:03. Spałem ponad dziesięć godzin i podejrzewam, że spałbym jeszcze dłużej, gdyby nie głośnie śmiechy dobiegające z salonu. Słyszałem wszystkich: Zayna, Liama, Nialla, wszystkich prócz Lou. Pewnie gdzieś wyszedł, w sumie nic dziwnego, że ma już tego dość. Z resztą nie tylko on.
Poszedłem do łazienki. Stanąwszy przed lustrem, ujrzałem w nim wrak człowieka. Kogoś, kogo męczy życie. Niby mam wszystko. Tłumy fanów, przyjaciół, którzy skoczyli by za mną w ogień, miłość swojego życia, ale co z tego, skoro wszystko stało się jedną wielką niewiadomą i to prawdopodobnie z mojej winy? Otworzyłem szafkę z lustrzanymi drzwiczkami. Nerwowo zacząłem szukać pudełka z lekami, lecz zamiast środków uspokajających znalazłem ją... małą, srebrną, mocno przybrudzoną, lecz bardzo ostrą żyletkę. Usiadłem, opierając się plecami o brzeg białej wanny, a następnie podciągnąłem rękaw bluzki i wbiłem żyletkę w lewy nadgarstek. Przeciąłem go wzdłuż linii prostej. Zrobiłem to kilkakrotni, nie liczyłem dokładnie ile razy. Jednak nie były to takie rany jak dotychczas. Były o wiele większe i o wiele głębsze. Nadszedł właśnie ten moment. Właśnie ten, by pożegnać się ze światem żywych. Po tej myśli wbiłem żyletkę podcinając sobie żyły. Zasyczałem z bólu, lecz wcale tego nie żałowałem, wręcz odwrotnie, pragnąłem tego. Wreszcie zacząłem czuć karę za to, co spieprzyłem na własne żądanie. Patrzyłem jak krew coraz mocniej zalewa nieskazitelnie czyste kafelki oraz moje ubrania. Robiłem się coraz słabszy, a ciało z minuty na minutę stawało cię coraz bardziej zimne. Siedziałem, wpatrując się tępo przed siebie, nie ogarniajac co się dookoła mnie dzieje. Nagle ktoś wparował do łazienki i wrzasnął. Chciałem na niego spojrzeć, ale... nie mogłem.
- Chłopaki, dzwońcie szybko po pogotowie! - krzyczał Louis, próbując złapać mocno apteczkę, która cały czas wylatywała mu z rąk.
Po chwili zrzucił z siebie koszulę i zawiązał mi  tuż nad ranami.
- Rany boskie, Harry, co cię podkusiło?! - pytał się z łzami w oczach, bandażując mi rękę.
- O kurwa, co się tutaj stało?! - zapytał zdumiony Zayn, stojąc w progu.
- Co się głupio pytasz?! Lepiej dzwoń po pogotowie, idioto! - Tomlinson spojrzał groźnie na bruneta. 
 Zayn zaczął wybierać numer i wyszedł z łazienki.
- Kochanie, słyszysz mnie? Halo? Odpowiedz! - Rozpaczał Lou cały ubrudzony w mojej krwi.
- Lou?... - wybełkotałem ostatnim tchem, a na jago twarzy pojawiła się mała iskra nadziei.
- Czemu? - pytał przez łzy, lecz na to nie dałem rady odpowiedzieć, a moje oczy się zamknęły.


***

Pierwsze co ujrzałem po przebudzeniu to migające światła szpitalnego korytarza. Jechałem na szpitalnym łóżku, które prowadziło dwóch sanitariuszy. Obok nich szedł Lou, który cały czas trzymał mnie za rękę. W tyle widziałem Nialla siedzącego na krześle z rękoma na głowie, Zayna opartego o ścianę i Liama chodzącego jego nerwowym krokiem.
- Zatem panu już podziękujemy - powiedział sanitariusz, kierując wzrok na Louisa.
- Ale jak to podziękujemy, co to ma w ogóle znaczyć?! - uniósł się i niemal rzucił się na pracownika szpitala.
- Tak to. Zostanie pan zawołany w momencie, gdy skończymy wszystkie formalności.
- Nie obchodzi mnie to - powiedział, próbując wbić się do sali, lecz został odepchnięty.
- Jeśli będzie się pan tak zachowywał, zaraz pana wyprowadzi ochrona. Proszę iść do kolegów. Postaramy się załatwić wszystko jak najszybciej - powiedział pracownik, wprowadzając mnie do sali.
Pomieszczenie było białe, miało tylko nieliczne niebieskie dodatki. Panował tutaj specyficzny, szpitalny zapach. Było nieskazitelnie czysto i bardzo cicho.
- Pan Styles? - zapytał starszy lekarz.
- Tak - wychrypiałem.
- No, wreszcie się pan wybudził. Witamy w świecie żywych. Męczyliśmy się z panem kilka dobrych godzin - uśmiechnął się. - Podłączyliśmy panu standardową kroplówkę w związku z wycieńczeniem organizmu. Myślę, nie będziemy teraz pana męczyć z ponad podstawowymi badaniami. Poleży pan u nas kilka dni na obserwacji. Czy ma pan ochotę spotkać się z przyjaciółmi?
Nic nie odpowiedziałem, sam nie wiedziałem czy tego chcę.
- Ten chłopak, który chciał wejść strasznie nalegał, aby go wpuszczono. Musicie być najlepszymi kumplami, co? - roześmiał się starszy człowiek.
- Tak - odpowiedziałem wymownie. - Może ich pan zawołać? - zapytałem nieco osłabiony.
- Oczywiście - odpowiedział i ruszył w stronę drzwi.
Nigdy nie czułem takiego strachu. Bałem się, że usłyszę, że to koniec. Bałem się usłyszeć to, przez co tak naprawdę chciałem się zabić. Po jakichś pięciu minutach zauważyłem otwierające się drzwi. Oczywiście na samym przedzie szedł Lou, a za nim cała reszta.
- Możemy zostać sami? - zapytał Tomlinson, kierując wzrok na lekarza.
- Jak sobie panowie życzą - odparł i po chwili wyszedł z sali.
Prze dłuższą chwilę panowała niezręczna cisza. Na twarzach chłopaków ewidentnie widać było smutek. Niall ledwo hamował się od płaczu, a Lou nawet nie próbował.
- Chłopaki, przepraszam was za to całe zamieszanie - zacząłem. - Nie powinienem był was tym obciążać. Wiem, że wszyscy macie swoje życie, swoje problemy, a do tego jesteście jeszcze zmęczeni. Proszę was, jedźcie do domu. Zostawcie mnie, chcę zostać sam.
- Chociażbym chciał to nie potrafie cię zostawić, bo cię kocham! - wykrzyknął Louis, biorąc krzesło i siadając obok mnie. - Zrozum to, że dla mnie jesteś najważniejszy, zawsze byłeś i będziesz, nie ważne jaką głupotę zrobisz. To moja wina, że w ogóle dopuściłem do tego, żebyś sobie coś zrobił. Gdyby nie moje durne humorki, teraz wszyscy razem bylibyśmy cali i zdrowi w domu.
- Oj, nawet tak nie mów - wtrąciłem.
- Nie wiem jak wy, ale ja się nigdzie nie wybieram - powiedział stanowczo, patrząc po chłopakach.
- Proszę was, wracajcie do domu - wypowiedziałem błagającym głosem.
- Dobra chłopaki, zróbmy tak, ja zostaję, wy jedziecie, okej? - zaproponował Tomlinson.
- Lou, też jedź!
- Nie zostawię cię samego. Będę tu przy tobie, aż do momentu samego wypisu.
- Po co? - zapytałem.
- Nie 'po co?', a 'dlaczego?' - poprawił mnie. - Dlatego, że nie potrafię zostawić miłości mojego życia na pastwę losu w momencie, gdy jest w szpitalu - złapał mnie za rękę i spojrzał głęboko w oczy. - Czy ty na prawdę zwątpiłeś w to, że cię kocham?
- Tak - odparłem cicho. - Ale teraz tego żałuję... i to bardzo.
Po chwili poczułem jego usta na swoim poliku i to był moment, w którym znowu uświadomiłem sobie jakim jestem kretynem, i że nie potrafię docenić tego co mam.
- Mhmm... - odchrząknął Zayn - dobra gołąbeczki, to my zostawiamy was samych, a ty Hazz nie licz, że jutro damy się tak łatwo wygonić.
- Okej - odparłem delikatnie się uśmiechając.
Gdy Niall, Liam i Zayn wyszli, zostaliśmy już całkiem sami. Cały czas czułem jak Lou, delikatnie gładzi mnie po głowie i całuje w czoło. Oboje siedzieliśmy w milczeniu, milczeniu które wyrażało więcej niż tysiąc słów. Właśnie tego było nam trzeba - bliskości, po prostu siebie. 



* Perspektywa Nialla*

Opuszczając salę poczułem ból, a za razem ulgę. Nie mogłem znieść tego widoku, gdy jedna z najbliższych mi osób próbuje odebrać sobie życie. Po raz pierwszy cieszyłem się, że coś nie poszło Harremu po myśli. Nadal nie dawało mi spokoju, jak mogłem do tego dopuścić. Powinienem był przy nim zostać, a nie iść do innych.
Po chwili byliśmy już w samochodzie. 
- Ej... - zaczął Liam, odpalając silnik.
- Co? - zapytałem równocześnie z Malikiem.
- Czy któryś z was wie coś więcej? - zapytał. - Bo jedyne co ja wiem to to, że miało to związek z tym całym zamieszaniem z El i Emmą - popatrzył na nas w lusterku.
- Nie no w sumie to raczej nic takiego się nie wydarzyło, przynajmniej ja nic nie widziałem - odpowiedział śpiący głosem Mulat, a następnie skierował wzrok na mnie. - Niall, a ty coś wiesz? - ziewnął.
- Hmm... - zacząłem kręcić. - Myślę, że jutro wszystkiego się od niego dowiemy - obydwoje spojrzeli na mnie podejrzliwym wzrokiem.
- Okeej - odpowiedział Li wjeżdżając do garażu. - No to... jesteśmy - powiedział, patrząc na śpiącego Zayna.
- No tak, nic dziwnego, w końcu zaraz trzecia - odparłem, chwytając go za ręce, po czym zacząłem wyciągać go z samochodu.
- Liam, weź otwórz drzwi, a ja go jakoś dociągnę do łóżka.
- Dobra, już otwieram.
Przełożywszy ramię Mulata przez swoją szyję i chwyciwszy go w pasie, zacząłem prowadzić go w stronę jego sypialni.
- Jesteś taka piękna. Bardzo bolało jak spadałaś z nieba aniele? - zaczął bełkotać przez sen, a ja z Paynem na siłę próbowaliśmy powstrzymać się od śmiechu.
Po prawie dziesięciominutowej męce z transportem Zayna, wreszcie udało nam się położyć go w łóżku.
- Dobra Niall, ja chyba idę śladami naszego lowelaska i też idę spać - rzekł Liam.
- Okej, ja jeszcze coś porobię, pooglądam TV czy coś - powiedziałem.
- Okej, no to... dobranoc.
- Dobranoc - odpowiedziałem, po czym zszedłem na dół.
Wcale nie miałem w planach siedzieć przed telewizorem. Gdy tylko usłyszałem dźwięk prysznica chwyciłem kluczyki od samochodu i ruszyłem do garażu. Nie mogłem czekać z wyjaśnieniami. Musiałem to wiedzieć teraz. Musiałem wiedzieć czy Emma faktycznie zrobiła te zdjęcia, czy to zwykła manipulacja Eleonor. Już po chwili zaparkowałem pod jej domem, lecz nadal nie wychodziłem z samochodu. Była 03:22. Nie wiedziałem nawet czy mi otworzy, czy będzie chciała ze mną rozmawiać, ale w końcu raz się żyje. Wyszedłem z samochodu, trzasnąłem drzwiami, po czym zamknąłem go. Drzwi od klatki były otwarte, więc nie miałem problemu, żeby się dostać pod jej mieszkanie. zaraz po przekroczeniu progu znalazłem się przed jej drzwiami. Serce zaczęło mi bić coraz szybciej, ręce zaczęły się pocić, a w gardle poczułem nagły ścisk. Wiele nie myśląc, zadzwoniłem do drzwi, lecz nikt mi nie odpowiedział. Powtórzyłem zabieg kilkakrotnie, lecz tym razem znacznie szybciej. Gdy już maiłem udać się do wyjścia, usłyszałem kroki.
- Nie, nie mam zamiaru przechodzić na twoją wiarę, ani zmieniać swojego trybu życia - powiedziała z zamkniętymi oczami, trzymając się futryny.
- Możemy pogadać? - dziewczyna wytrzeszczyła na mnie oczy. - Matko boska, Niall! Co ty tu robisz? - zapytała patrząc na zegarek. - Przecież jest wpół do czwartej.
- Mamy poważnie do pogadania i to nie może czekać - odparłem poważnym tonem.
- Okej - powiedziała wskazując wejście. - Zapraszam.
Gdy wszedłem do środka, od razu zostałem skierowany do salonu.
- Chcesz kawy? - zapytała zakładając szlafrok.
- Nie, dzięki - odparłem. - Możesz mi powiedzieć co się stało u nas wtedy w nocy?
- Niall, wiem, że i tak mi nie uwierzysz, ale to naprawdę nie ja - zaczęła się tłumaczyć.
- Wierze ci i właśnie dlatego tutaj jestem. Od początku wiedziałem, że to nie możliwe żebyś to ty to zrobiła.
- Niall, mimo tego, że tego nie zrobiłam to i tak moja wina... - odparła, spuszczając głowę.
- Jak to? - zdumiałem się.
- Ja o wszystkim wiedziałam... Pamiętasz jak mnie odwoziłeś na spotkanie?
Pokiwałem twierdząco głową.
- Spotkałam się z El, wtedy jeszcze nie wiedziałam o co chodzi. Na początku obiecałam jej, że nie pisnę ani słowa i to mnie zgubiło. Powiedziała mi swój plan. Nie wiedziałam co mam zrobić, nie mogłam wam powiedzieć. Cały czas jak byłam u was pilnowałam żeby nic się nie stało, ale jak zwykle... nie wyszło - zaczęła płakać. - Próbowałam to wyjaśnić Lou, ale on nie dawał mi dojść do słowa. Zaraz po tym, jak nas wyrzucił wyrwałam jej torbę. Louis przeoczył fakt, że El podmieniła karty. Mam ją nawet przy sobie. Stwierdziłam, że nie pozwolę na to, aby ich sekret wyszedł na jaw. Wiem, że Harry nie chce mnie już znać, i że lepiej, żebym mu się na oczy nie pokazywała, ale proszę, przekaż mu to - rzekła i podała mi kartę.
- Emma... - zrobiłem krótką przerwę. - Harry jest w szpitalu - wyznałem.
- Że co?! - zdziwiła się. - Ale jak to, co się stało?
- Dopiero przed chwilą wróciliśmy. Harry próbował popełnić samobójstwo. Podciął sobie żyły. Kwestia kilku minut i... - mowę odebrała mi gula w gardle. - I... no wiesz... Myślę, że sama powinnaś mu to wyjaśnić i dać te zdjęcia.
- Jak on się czuje? - zapytała przez łzy.
- Jest osłabiony, ale żyje i nic mu nie jest - zapewniłem.
- Przecież on mnie tam nawet nie wpuści. On jak on, ale Louis mi wydrapie oczy na dzień dobry - powiedziała, załamując ręce.
- Emma, co ty na to, żebym został i z samego rana razem do niego pojedziemy? - zaproponowałem.
- Okej - powiedziała, a ja chwyciłem ją za ramiona, a następnie przytuliłem.
- Zobaczysz będzie dobrze... - pogłaskałem ją po głowie.
- Mam pytanie - powiedziała po dłuższej chwili.
- Tak? - zapytałem.
- Czemu to robisz? - popatrzyła mi w oczy.
- Bo... - usiłowałem powiedzieć prawdę, lecz nie dałem rady.
- Bo?... - zniecierpliwiła się lekko.
- Bo, po prostu... zasługujesz na to... - odparłem unikając prawdy, gdyż nie potrafiłem powiedzieć, że ją kocham.

niedziela, 7 lipca 2013

Rozdział 17

Hej. Na początku może tak. Wiem, że ten rozdział mógł być o wiele lepszy,ale przerwa wywołała u mnie brak jakichkolwiek umiejętności pisarskich. Tutaj z miejsca chciałbym podziękować szanownej Pani Dee'z, dzięki której tak na prawdę widzicie tutaj ten rozdział. Cały czas dzielnie wspierała mnie i redagowała tekst.
A, i mam dla Was miłą informację. Prawdopodobnie od następnego rozdziału zapowiada się wielki powrót pierwotnej autorki, Dominiki, z czego osobiści bardzo się cieszę! :D
Życzę miłej lekturki :3

_________________________________________________________________________________


*Perspektywa Harryego*

Wszyscy siedzieliśmy w salonie. Jak zwykle panował hałas, w którym nie było słychać własnych myśli. Liam z Zaynem urządzili sobie 'wojnę' polegającą na celowaniu w siebie paczkami chusteczek, Niall, jak z resztą od kilku dni, siedział cały zamyślony, nie reagując na to się dzieje dookoła, a ja ze swoim BooBearem zajmowaliśmy się sobą. Siedziałem wtulony w jego ramię i rozkoszowałem się zapachem jego perfum, które zawsze przyprawiały mnie o dreszcze.Pocałował mnie w czoło, po czym subtelnie, bez pośpiechu zaczął schodzić z pocałunkami coraz niżej. Moje myśli wariowały, trudno mi nawet opisać co czułem. Kiedy nasze usta złączyły się, zacząłem chcieć czegoś więcej i prawdopodobnie gdyby nie było tu chłopaków, Lou już dawno byłby bez ubrania. Tę błogą chwilę przerwał niestety telefon Louisa. Miałem szczerą chęć wywalenia tego złomu przez okno i powrócenia do naszych pieszczot.
- Chłopaki, wiecie który dzisiaj jest? - zapytał ciut zdezorientowany Lou.
- Nie, ale czy to ważne? - odparł Zayn wychylając się zza lady i po chwili z powrotem się za nią chowając, aby uniknąć ciosu od Payna.
- Dzisiaj mamy wywiad... I musimy tam być za czterdzieści pięć minut - dookoła zapanowała nagła cisza, która po chwili zamieniła się w wielki harmider.
Każdy latał po domu jak kot z zapaleniem pęcherza szukając swoich rzeczy. Po jakiś dziesięciu minutach wszyscy byli już gotowi do wyjazdu. Za kierownicę wsiadł nasz rajdowy mistrz, Zayn. Malik jechał jak szalony. Nie patrząc na światła, mknął jak błyskawica prawie potrącając staruszki na pasach. Zauważywszy korki skręcił w londyńskie zakamarki, które nikomu nie były znane. przedzierając się przez obce alejki jakimś cudem dojechaliśmy na miejsce za pięć dwunasta. Przed wejściem do studia jak zwykle stały tłumy fanek, dla których tym razem nie mogliśmy poświęcić czasu. Na dzień dobry przywitała nas pani z mikrofonem założonym za ucho. Kobieta pospieszała nas wskazując drogę gdzie mamy się kierować. Już po chwili znaleźliśmy się w blasku świateł na czerwonych kanapach z tłumem wizażystów dookoła. Dookoła rozbiegł się wrzask.
- Trzy... Dwa... Jeden... - po tych słowach władzę przed kamerą przejęła prowadząca program.
- Naszym dzisiejszym gościem, a właściwie gośćmi, będzie grupa młodych, zupełnie niepozornych chłopców z x-factora, którzy zawładnęli całą Wielką Brytanią a następnie światem. Ich płyty sprzedają się w setkach tysięcy egzemplarzy, a nastolatki na ich widok - westchnęła  - padają na ziemię. Przed państwem One Direction!Wszystkie kamery skierowały się na nas, a na widowni zaczął dominować pisk nastoletnich fanek.
- Okej, chłopaki, jak to jest mieć około dwudziestu lat i być światową gwiazdą- zapytała Jannet, prowadząca program, kierując mikrofon w moją stronę.
- A czy ktoś tutaj jest gwiazdą? - zapytałem. - Żaden z nas się nią nie czuje. Wszyscy nadal pamiętamy o swoich rodzinach i starych znajomych, no może nie mamy dla nich aż tyle czasu co wcześniej ale nie jest tak, że zrywamy ze sobą kontakt. Nikt z nas nie robi z siebie Bóg wie kogo... no chyba, że Zayn jak popada w samozachwyt przed lustrem podczas porannego układania grzywki - wszyscy wybuchli śmiechem łącznie z prowadzącą.
- Yeah... Jestem bajeczny - wyrzekł Mulat przeczesując palcami włosy po czym na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Dobrze, a nowa płyta? Jak postępy?  Kiedy premiera? - Tym razem głosu udzieliła Liamowi.
- Wszystko jest na dobrej drodze. Niestety nie możemy ujawniać szczegółów ale na płycie będzie mała niespodzianka dla fanów.Pytaniom odnośnie kariery nie było końca. Ciągle pytano nas o przyszłe i zeszłe koncerty, współpracę z innymi artystami oraz działalność społeczną.
- To teraz takie pytanie z innej beczki. Jak tam sprawy sercowe? Czy u żadnego z was nie zaszły jakieś zmiany? - zapytała Jannet, a uśmiech na mojej twarzy, jak zawsze w takich sytuacjach, przygasł.
- Raczej u nikogo nie zaszła jakaś sercowa rewolucja- odparłem krótko lecz zaraz po tym wtrącił się brązowooki.
- Mów za siebie - spojrzał na Nialla podejrzliwym wzrokiem - Ja tam myślę, że niektórzy tutaj coś... - blondyn przerwał Mulatowi, zrzucając go z sofy.Przepychanki i podduszenia panów przerwało głośne hasło Lou.
- KANAPKA! - Tomlinson rzucił się na nich, po czym to samo uczynił Payne, a ja załamałem ręce.
- No co? Samych ich nie zostawię - i z rozbiegu wpadłem na czwórkę dogniatających się chłopaków.
- Hmmmm... I to by było chyba na tyle w dzisiejszym odcinku. Do zobaczenia za tydzień.Po chwili na sali zapanowała cisza, a światła zgasły. Złapałem wyrywającego się Nialla, a Liam Zayna.
- Niall, już? Uspokoiłeś się? - spytałem, siedząc na blondynie okrakiem i stabilnie trzymając go za ramiona.
- Tak - odparł krótko przestając się wyrywać, po czym wstał i zaczął poprawiać swoją szarą bluzę z napisem 'Forever Hungry'.
- Ogarnęliście się? Tak? - zapytałem stanowczym głosem i nie czekając na odpowiedź, dodałem: - To jedziemy do domuŻaden z chłopaków nie wypowiedział ani słowa, lecz obydwoje spuścili głowy.Po tym nieszczęsnym wywiadzie z ulgą wróciliśmy do domu. Horan na dzień dobry przywitał się ze swoją przyjaciółką lodówką, aby zatopić złość w jedzeniu. Malik natomiast jak nigdy był przybity. Podejrzewam, że gryzły go wyrzuty sumienia. Z jednej strony widziałem chęć podejścia i przeproszenia go, a z drugiej jakiś nieuzasadniony hamulec. Pewnie jak zwykle uniósł się dumą i jako pierwszy nie zagada. Cały Zayn. po jakiejś godzinie atmosfera wreszcie się rozluźniła, a gdy tylko ulokowałem swój tyłek na kanapie w salonie, cały stres ze mnie uleciał.
- Chłopaki, nudno dość... - powiedział Liam, patrząc na wszystkich po kolei.
- To co, standard? Piwo, żarcie, filmy? - zapytał Lou.
- Okeeej - odparliśmy jednocześnie, patrząc na siebie.
- Dobra, Liam, idziesz ze mną do sklepu? - spytał Louis wstając z kanapy.
- Okej, to my lecimy.
W międzyczasie Mulat wybierał filmy, a ja z blondynem robiliśmy coś do jedzenia.
- Harry, myślisz że mogę zadzwonić po Emmę? - zapytał nieśmiałym głosem. 
- Pewnie, co się głupio pytasz? - odpowiedziałem pełen entuzjazmu, a Malik parsknął śmiechem 
- Zayn, stul pysk! Co cię tak do jasnej cholery w tym śmieszy?! - zacząłem krzyczeć
- No nic, poza faktem że nasz mały blondasek wreszcie dorósł i znalazł sobie dziewczynę. Niall, przed nami tego nie ukryjesz. Wszyscy widzimy że ona ci się podoba, w sumie nic dziwnego, w końcu brzydka nie jest. Jedyne co mnie śmieszy to to, że nie działasz - wyjawił Mulat.
- No dobra, niech ci już będzie! Podoba mi się no i co z tego? - Niall lekko poczerwieniał na policzkach.
- No nic, ale wypadało by coś z tym zrobić, nie? - Zayn zarzucił uroczym uśmiechem.
- Jak na razie, to wypadałoby po nią zadzwonić - powiedział Niall idąc na górę i wybierając numer.
Nagle w domu rozległ się głośny trzask.
- Wróciliśmy - rzekł Li stawiając pakunki na blacie - A gdzie Niall?
- Gada z tą swoja pięknością - odparł Malik rzucając uśmiech.
- No to widzę że zapowiada się gorący wieczór - wtrącił Lou lecz przerwał mu wrzask radości blondyna.
- Aaaa! Będzie za godzinę! - krzyczał jak szalony a chłopaki po przez gestykulacje próbowali dać mu do zrozumienia że jest nienormalny.Skończywszy przygotowania, usłyszałem dzwonek, więc poszedłem otworzyć. W wejściu ujrzałem Emmę, ubrana była w czarne legginsy, luźny top w tej samej barwie z napisem 'Rock Me' oraz bardzo wysokie szpilki. Wyglądała niesamowicie i gdyby nie fakt, iż gram w innej lidze, podejrzewam że rzuciłbym się na nią.
- Hej, zapraszam - wskazałem wejście
- Cześć wszystkim - odparła i uśmiechnęła się od ucha do ucha.Odpowiedź uzyskała od każdego prócz Nilla, który zaczął coś bełkotać. Momentalnie chłopaki zaczęli na siebie spoglądać i śmiać się pod nosem.
- Dobra siadaj, przecież nie będziesz tutaj tak stała - powiedział Zayn.
- A, chłopaki... i Emma - dodał Tomlinson - zapomniałem wam powiedzieć. Paul zaczął się czepiać, niedługo przyjedzie El i musi tutaj zostać na noc.
Nie powiem żebym był szczęśliwy z tego powodu. Myślałem, że choć kilka dni będziemy mieli od niej spokoju, ale jak zwykle coś musiało nie wypalić.
- Kochanie, nie bądź na mnie zły. Musiałem, nie miałem innego wyjścia - przytulił mnie i cicho dopowiedział: - przecież doskonale wiesz, że też jej nienawidzę za to co powiedziała.
- Nie jestem na ciebie zły - odparłem. - Jest mi po prostu przykro, że jak zwykle musiało się coś spieprzyć.
- Przestań kocie, traktuj ją jakby jej nie było, bo na więcej nie zasłużyła. Życie nie raz dało nam porządnego kopniaka w tyłek i pewnie zrobi to jeszcze wiele razy, ale nie wolno pokazywać swoich słabości. Zapamiętaj to.
Te słowa jakoś podbudowały mnie na duchu. Wiedziałem, że nie będzie mi milo jak ją zobaczę, ale zdałem sobie sprawę, że widok mojego upadku sprawi jej tylko przyjemność, a do tego nie mogłem dopuścić.
- Chyba nie mamy na co czekać - powiedziałem, spoglądając na wszystkich. 
- To jaki film leci na pierwszy ogień?
- Co wy na to żeby zacząć od komedii? - zaproponował Zayn, a nikt nie zaprotestował.
Już o chwili na ekranie telewizora oglądaliśmy przygody bandy idiotów z 'Kac Vegas'.Na kanapie siedziałem ja, wtulony w ramię Lou Niall z Emmą, a na fotelach siedzieli Liam z Zaynem, którzy uśmiechali się pod nosem na widok naszej nowej nowej pary. Przez cały seans śmialiśmy się i przedrzeźnialiśmy niczym bohaterowie filmu. Gdy projekcja dobiegła końca problemy nagle zaczęły się pojawiać.
- Nie! Liam do jasnej cholery. Ja rozumiem że lubisz 'Toy Story', ale nie mam zamiaru tego oglądać. - powiedział sfrustrowany Lou.
- Czy was pocięło?! To najlepsza bajka w historii, co wy do niej macie? - zapytał zdenerwowany Payne.
- W sumie to nic, ale ja bym wolała jakiś film akcji , niż bajkę której odbiorcy są w granicy 3-7 lat - odezwała się rudowłosa.
- No, czyli nie tylko ja jestem zwolennikiem wybuchów i pościgów! - wtrącił Horan na myśl o wspólnym temacie ze swoją wybranką. 
- Okej... Kto jest za 'Szklaną Pułapką' łapa w górę!każdy podniósł rękę prócz zawiedzionego Liama.
- Oh, niech już wam będzie - odparł wstając, aby zmienić płyt, po czym powrócił wielce obrażony na swoje miejsce.
Już sam początek filmu musiała nam zepsuć szanowna Pani Eleonor.
- Cześć - powiedziała brunetka, lecz nie uzyskała od nikogo odpowiedzi, gdyż wszyscy byli skupieni na filmie. Oczywiście usiadła między mną a Emmą, co nie było dla mnie miłe, z resztą dla Emmy chyba też nie, gdyż momentalnie mina jej zrzedła.
Po jakiejś godzinie filmu, nie tylko mnie, ale też i Zaynowi, zaczęły się kleić oczy.
- Nie wiem jak wy, ale ja już chyba spadam, dobranoc - odparłem i wstałem z kanapy.
- Czekaj, idę z tobą - powiedział Lou.
- W sumie też mi się chce spać - rzekł Mulat.
- Co ja tutaj mam sam zostać z tą zahipnotyzowaną bandą- powiedział Liam, wskazując na zapatrzonych w telewizor Nialla i Emmę. - Dobra, lecę spać.
Parka nawet nie zorientowała się kiedy wszyscy poszli. Wszyscy prócz El.
Wszedłem sennie po schodach i skierowałem swe kroki do mojego pokoju, lecz plany pokrzyżował mi Louis, który złapał mnie w pasie i mocno przytulił.
- Chodź do mnie - wyszeptał mi do ucha, po czym mnie w nie pocałował.
- Wariacie, to boli - uśmiechnąłem się, próbując zignorować dzwonienie w czaszce.
- Chodź, chodź - ponaglił mnie, chwytając za rękę i lekko ciągnąc do swojego pokoju.
Gdy tylko przekroczyłem próg Lou odwrócił się i wziął mnie na ręce.
- Co ty robisz? - zdziwiłem się.
- Wiesz... mam inne plany niż sen - wyjaśnił. - Przygotuj się, bo nie zmrużysz dzisiaj oczu.
Serce załopotało mi w piersi, chcąc się z niej wyrwać i wylecieć. Uśmiechnąłem się i pocałowałem go w usta. Louis położył mnie na łóżku i zaczął całować po szczęce, po szyi. Włożył mi ręce pod koszulkę i delikatnie gładził moje ciało, doprowadzając mnie do szaleństwa. Wplotłem ręce w jego włosy i wpiłem się w jego usta, całując go długo, namiętnie...Zacząłem rozpinać mu koszulę, a on dobrał się do mojego paska.
- Hej, może po kolei co? - zapytałem, podnosząc się lekko i ściągając koszulkę. - Kontynuujmy - wyszczerzyłem ząbki w zawadiackim uśmieszku.Lou oswobodził się z górnej części garderoby i nakrył nas kocem. Oplotłem go nogami w pasie. Całował mnie po brzuchu, torsie, ocierał się o mnie, doprowadzał na granice wytrzymałości. Jęknąłem gdy dotknął mojego krocza i zaczął je masować przez materiał spodni.
- Kocham cię - szepnął mi do ucha i uniósł lekko moje biodra, by zdjąć mi spodnie.
- Ja też cię kocham - zapewniłem, przyciągając go do siebie i mocno całując.Wtem urzekającą nocną ciszę zakłóciło ciche 'cholera' i jakiś błysk.Przez uchylone drzwi zauważyłem postać z aparatem, spojrzałem wystraszony na Louisa, po czym zaczęliśmy się natychmiastowo ogarniać. Lou szybko wybiegł z pokoju, a ja pozostałem w drzwiach. Na dole stały Emma z El i obydwie na siebie wrzeszczały.
- Co to do jasnej cholery ma być?! To są jakieś jaja, tak?! - wykrzyknął hamując się od tego aby się na nie nie rzucić.
- Lou to nie tak jak myślisz, to... - odezwała się ruda, lecz szybko jej przerwano.
- Gówno mnie to obchodzi co masz do powiedzenia - powiedział wyrywając aparat z rąk brunetki, po czym wyjął z niego kartę, a następnie rzucił nim o ziemię. 
- Macie się obydwie sd wynosić, ale to już!
- Lou do jasnej cholery daj mi dojść do słowa! - wykrzykiwała z łzami w oczach.
- Mam wam pomóc wyjść? - powiedział wskazując na drzwi. - Nie chcę tu żadnej z was już więcej widzieć.
Po chwili w domu rozległo się głośne trzaśnięcie.
- Wait, co tutaj się stało? - zapytał zszokowany Niall. - Gdzie Emma?
- Zapytaj się jej co się stało. Też sobie wybrałeś - Louis kipiał ze złości.
- O co ci do jasnej cholery chodzi?!
- Twoja 'ukochana' razem z El strzeliły nam fotki w akcji, ot co się stało!
- Ciebie do reszty pogięło? - spytał retorycznie. - W El jeszcze jestem w stanie ci uwierzyć, ale z Emmą to teraz przegiąłeś.
- Pomyśl logicznie, taka nagła dobra znajoma zespołu w dzisiejszych czasach, tak bezinteresownie?  Nie sądzę!
- Gdzie ona teraz jest? - zapytał rozwścieczony
- Nie wiem i mnie to na prawdę nie obchodzi! Dobranoc! - powiedział i trzasnął drzwiami od pokoju.
Ja stałem jeszcze przerażony i nie wiedziałem o czym myśleć. Odprowadziłem Nialla wzrokiem do frontowych drzwi. Co tu się właśnie wydarzyło? I dlaczego tak się stało?...

*Perspektywa Emmy*
Po wyjściu czułam się strasznie, nie wiedziałam co mam robić.
- Haha i kto się śmieje ostatni? - bezczelnie odezwała się brunetka, a ja od razu rzuciłam jej się do gardła.
- Za kogo ty się suko masz, co?! - zaczęłam wykrzykiwać różne inne obelgi w jej kierunku. - Myślisz, że nie widziałam jak podmieniasz karty?Zaczęłyśmy się szarpać i tarzać po ziemi. Przygniatając ją, udało mi się wyrwać jej torbę. Chwyciwszy ją, zaczęłam uciekać w stronę parku. Eleonor goniła mnie przez pół drogi, lecz na szczęście udało mi się ją zgubić w labiryncie drzew. Po krótkiej chwili oddechu postanowiłam powrócić do domu. Nie miałam już sił na nic. Myśl o tym, że właśnie jedna osoba zniszczyła moją przyjaźń z Harrym dobijała mnie. Po raz pierwszy w życiu żałowałam, że dotrzymałam słowa. W głowie zadawałam sobie pytanie, czemu nie powiedziałam chłopakom o jej planach. Jedyne czego teraz jestem pewna to to, że w oczach chłopaków jestem nikim.