*Perspektywa Lou*
Zaparkowałem pod budynkiem w którym miałem się spotkać z Paulem. Wszedłem na 3 piętro i zapukałem. -Proszę -odkrzyknął Wszedłem i powiedziałem ciche
-Cześć .
-Lou nim ją poznasz porozmawiajmy. Wiesz, że nie chce się wtrącać między Ciebie a Harrego.
-Ale to robisz-wysyczałem przez zęby.
-Martwię się o zespół. Ludzie nie są tolerancyjni! Zrozum to! Nie zaakceptują 2 gejów!-krzyknął
-My nie chcieliśmy się ujawniać. Przed kamerami chcieliśmy być przyjaciółmi! A Ty się wtrącasz w nie swoje sprawy!
-Uprzejmiej proszę! -krzyknął miał dokańczać lecz przerwało mu pukanie.
-Proszę-powiedział miłym tonem. Do pokoju weszła dziewczyna:

-Boję się Ciebie dotknąć by tapeta Ci nie odpadła.
-Lou bądź miły. -upomniał mnie Paul
-Dla tej tapeciary z pomarańczową mordą? Nigdy . Skrzywiła się.
-Nie martw się Eleanor on tak mówi bo przez Ciebie musi udawać, że Cię kocha. Polubi Cię.
-Nie nie mam zamiaru . Jesteś sztuczna. Tapeta nie robi z Ciebie piękności. -prychnąłem
-Louis do jasnej cholery zamknij się już!
-Nie mam zamiaru. Nie chce spotykać się z plastikiem! Nie chce tego nie rozumiesz?! Nie chce patrzeć na jej pomarańczową mordę! Jej cycki też są pewnie sztuczne. Jak cała ona. -popatrzyłem na nią . Płakała i wybiegła.
-Już idź Louis przyjdź jak ochłoniesz. Bez słowa wyszedłem trzaskając drzwiami. Wsiadłem do samochodu i jak najszybciej postanowiłem do niego dotrzeć. Do mojego Harrego. Co z tego, że złamałem wszystkie przepisy. Wszedłem do domu i zastałem wszystkich prócz Harrego w salonie.
-Gdzie Hazz?
-W pokoju śpi źle się czuł-powiedział Niall. Poszedłem do siebie do pokoju i położyłem się na łóżku.
*Perspektywa Harrego*
Powiedziałem chłopakom, że źle się czuję . Lecz kłamałem. Wiem nie powinienem. Ale po prostu nie wiem co się ze mną dzieje. Raz się uśmiecham a za 5 minut myślę znów o śmierci. Przecież w moim życiu nic złego się nie dzieje więc czemu mam takie myśli? Nie wiem. Napisałem smsa do Lou.
`Jak wrócisz od Paula to przyjdź. Czekam. Twój Harry.x
Nie byłem przekonany, że już wrócił od niego. Byłem nie mało zdziwiony gdy po minucie przyszedł do mnie. Położył się koło mnie i mocno przytulił.
-Lou jaka ona jest?
-Tapeciara kilo tapety na mordzie sztuczne cycki . Zacząłem ją wyzywać. Popłakała się i wyszła. Rozumiesz? A jak bardzo Paul się na mnie zezłościł.-zaczął się śmiać.
Popatrzyłem na niego smutnym wzrokiem i powiedziałem.
-Lou nie ważne jak bardzo jej nie lubisz, nie ważne, że przeszkadza nam w byciu szczęśliwym powinieneś mieć do niej szacunek. Nie powinieneś jej upokarzać tam. To, że tak się maluje nie czyni jej gorszej od normalnych dziewczyn. Naprawdę miej trochę szacunku do kobiet.
-Hazz obydwoje wiemy, że gdybyś ją poznał byś tak samo zareagował.
-Nie ja bym jej nie upokorzył. Bym się przedstawił i wyszedł. Jak Ty byś się czuł na jej miejscu?
-Nie dramatyzuj już tak. Jak pieprzysz co noc kobiety to robisz to z szacunku do nich? Spójrz na siebie a potem na mnie!
-Nie przespałem się z żadną odkąd jesteśmy razem. Zmieniłem sie i zrozumiałem, że kobiety zasługują na szacunek!
-Przestań pierdolić suka zawsze będzie suką. Zresztą kim Ty jesteś by mówić mi co mam robić?! Do cholery kim jesteś!?-krzyknął . Zabolały mnie te słowa.
-Zapomniałem jestem nikim. Nikim nic nie znaczącym!-krzyknąłem i wyszedłem z pokoju. W pośpiechu założyłem bluzę i wyszedłem trzaskając drzwiami. Słyszałem jak chłopaki mnie wołają, ale nie miałem zamiaru się wrócić. Poszedłem do kiosku kupiłem żyletki i paczkę papierosów. Po drodze wstąpiłem po alkohol i skierowałem się do parku. Usiadłem na ławeczce . Łzy skapywały po moich policzkach. Właśnie osoba którą kocham bezgranicznie dała mi do znaczenia, że jestem dla niej nikim. Podciągnąłem rękaw bluzy i bransoletki. Ostatnie rany do końca się nie wygoiły. Rozpakowałem z papierka żyletkę i przyłożyłem do nadgarstka. Pociągnąłem i spojrzałem przed siebie. Miałem tego nie robić. Popatrzyłem na spływającą krew. Pociągnąłem drugi raz i wyrzuciłem je daleko od siebie szlochając. Odkręciłem wódkę i zacząłem pić. Też nie powinienem. Ale czy to ważne? Czy komuś zależy na tym czy piję czy nie? Nie. No właśnie nikomu nawet jemu. W kilka minut wypiłem całą butelkę położyłem ją koło mnie. Napisałem smsa do Nialla.
`Jestem w parku. Na ławce . Przyjdź . Ale sam. Potrzebuję Cię. Złamałem obietnicę. Błagam . przyjdź. Nie dam sobie rady. Hazz xx.
napisałem i zacząłem szlochać. Przecież on doskonale wie, że jestem wrażliwy, ale mimo to postanowił to powiedzieć. Rozpakowałem paczkę fajek i zapaliłem. Poczułem wibrację.
Już wychodzę Hazz. Nie martw się . Cieszę się, że mi o tym mówisz. Porozmawiamy jak przyjdę Trzymaj się. xx
Zaciągnąłem się papierosem. Wypatrywałem go. Kilka minut i się nie zjawiał. Położyłem się na ławce i się skuliłem. Nie było mi zimno. To raczej z bezradności i samotności. Zacząłem znowu szlochać. Dostrzegłem go wypatrywał mnie. Gdy mnie zobaczył podbiegł i uklęknął koło mnie.
-Hazz będzie dobrze słyszysz mnie? Pokaż mi rany. Trzeba odkazić.-powiedział.To miłe, że ktoś się o mnie tak martwi. Wyjął z kieszeni wodę utlenioną, gazę i bandaż. Gdy polał wodą utlenioną syknąłem i odwróciłem głowę. Był taki skupiony na tym. Delikatnie zawijał moją rękę. Gdy skończył powiedział :
-Skończone. Możemy porozmawiać?
-Pewnie. Niall.. miałeś rację. Moje życie nie jest nic warte.. codziennie mam myśli by ze sobą skończyć..-otworzył usta by coś wtrącić więc szybko dodałem- ale to dzięki Tobie nie mam zamiaru się zabijać. Obiecuję-szepnąłem i spojrzałem na ziemię tak mi było wstyd.
-Hazz.. wszystko będzie ok! Damy radę przecież wiesz, że Cię nie zostawię.]
-Dziękuję Niall.. naprawdę gdyby nie Ty to nie wiem co by było nawet Louis..postanowił, że nie jestem już mu potrzebny -załkałem cicho.
-Już nie płacz chodź idziemy do domu. By się nie martwili. -powiedział i pomógł mi iść bo trochę miałem z tym problemy. Powolnym krokiem doszliśmy do naszego domu. Weszliśmy do przedpokoju i Niall oparł mnie o ścianę . Chciał się rozebrać i mi pomóc, lecz ja upadłem na kolana z głośnym jękiem.
-Hazz wstawaj -powiedział Niall i próbował mi pomóc. Moje nogi nie chciały ze mną współpracować . Blondyn nie był wystarczająco silny, by pomóc mi więc postanowiłem doczołgać się do schodów i później iść na czworakach. Gdy dotarłem do pokoju rzuciłem się na łóżko lecz po ciemku źle wycelowałem i z jękiem upadłem na kolana. Podniosłem się i położyłem na łóżku bez problemów
*Następny dzień Harry*
Promienie słońca obudziły mnie. Przykryłem się kołdrą i chciałem dalej spać. Nie chciałem rozmawiać z chłopakami. Lecz nie mogłem zasnąć. W bokserkach i niedbale założonej, rozpiętej bluzie zszedłem na dół do kuchni. Nie pewnym krokiem do niej wszedłem i powiedziałem ciche hej. Każdy prócz Lou mi odpowiedział. Spojrzał na mnie Liam i jego wzrok był przerażony.
-Harry co Ci się stało? Kto Ci to zrobił? -pisnął i podszedł do mnie i zaczął oglądać moją kość biodrową i pościerane kolana.
-Nikt spokojnie. Wczoraj wieczorem się wywróciłem w przedpokoju i starłem kolana. A potem jak rzucałem na łóżko nie wycelowałem w nie i upadłem na podłogę zagoi się Liam. On tylko westchnął i powiedział: -Śniadanie gotowe.
-Dziękuję -powiedziałem i usiadłem na przeciwko Louisa i koło Nialla innego miejsca nie miałem.Patrzyłem się w swój talerz . Zjadłem 2 kanapki i powiedziałem.-Ja idę się przebrać. Jak coś jestem w pokoju. Oczywiście na początku skierowałem się do toalety i zmusiłem się do wymiotów. Wyszorowałem ząbki i ubrałem sie w dresy i bluzę pierwszą lepszą. Zszedłem na dół do salonu gdzie chłopcy siedzieli. Usiadłem w fotelu i objąłem rękoma kolana. Siedziałem tak dość długo nie zwracałem uwagi na to co się dzieje koło mnie. Po prostu myślałem. O mnie. O Lou. O Niallu. O śmierci. O wszystkim. Z moich przemyśleń wyrwał mnie głos Lou.
-Możemy porozmawiać Hazz?
- Nie Lou to nie jest konieczne. Już mi wszystko powiedziałeś -szepnąłem i pobiegłem na górę. Zamknąłem drzwi na klucz i rzuciłem się na łóżko z płaczem. Louis walił pięściami w drzwi i krzyczał byśmy porozmawiali, lecz po 15 minutach mojej ciszy odpuścił. Poszedłem do toalety i spojrzałem w lustro. Podpuchnięte oczy, już nie tak zielone jak niedawno temu. Ciało w siniakach i wychudzone. I przede wszystkim cholerne blizny na nadgarstku. Ze wściekłością zerwałem bandaż z ręki i z całej siły walnąłem w lustro. Moja ręka momentalnie pokryła się krwią a ja szlochałem. Tak bardzo chciałem by ktoś mnie przytulił. Upadłem na podłogę i schowałem twarz w ręce. W celu uspokojenia zacząłem się bujać w przód i tył. Nagle do łazienki wparował Niall. Spuściłem głowę. Zapewne dokładnie przyjrzał się łazience i upadł na kolana przede mną . Mocno mnie do swojej piersi przycisnął a ja zwyczajnie moczyłem mu koszulkę.
-Hazz .. daj rękę musimy powyjmować szkła. Pociągnąłem nosem i wystawiłem rękę przed siebie. Bałem się spojrzeć mu w oczy. Obiecywałem miałem sie powstrzymywać przed tym, a nie ciągle sprawiać mu ból. Nim się zorientowałem dłoń miałem owiniętą bandażem.
-Hazz.. nie powinienem się wtrącać, ale czemu pokłóciliście się z Lou? Przecież wy doskonale sie rozumiecie.
-Niall.. powiedziałem, że kobiety zasługują na szacunek i nie powinien upokarzać Eleanor, on mi odpowiedział, że pieprząc dziewczyny w klubie im nie okazywałem szacunku . ii.. że .. ja nie mogę zwracać uwagi.. bo jestem dla niego nikim. Te słowa tak bardzo mnie dotknęły. Nikt nie sprawił mi większej przykrości niż on tymi słowami..
-Harry.. dogadacie się zobaczysz. Lecz może to potrwać. Hazz dziś przenocujesz u mnie w pokoju dobrze? Przytulę Cię i dopilnuje byś nie miał koszmarów dobrze?
-Dobrze dziękuję -wychlipałem. On jedyny wiedział, że coś jest ze mną nie tak. Szanował to co robię i chciał mi pomóc. Doceniam to. Otarłem oczy z łez i blado się uśmiechnąłem. Jeszcze raz wtuliłem się w Horana i wstałem. Przebrałem się w jeansy i marynarkę. Poprawiłem loczki i wyszedłem. Gdzie? Do klubu. Po co? By zapomnieć o tym jak mnie skrzywdził. Znowu. Wszedłem do pierwszego lepszego baru i poprosiłem o kilka najmocniejszych drinków.
Wypiłem wszystkie po kolei. I powiedziałem: -Poproszę to samo. Kelner się nie odezwał tylko zrobił je i poszedł obsługiwać innych klientów. Wypiłem wszystko i chwiejnym krokiem poszedłem do domu. Kołysałem się podśpiewywałem sobie, aż wkońcu znalazłem się w domu i wpadłem na wściekłego Lou.
-Gdzieś Ty był ?! -W klubie. Nie powinno Cię to interesować
-Interesuje się tym bo Cię kocham debilu!
-Szybko zmieniasz zdanie wczoraj jestem nikim dziś mnie kochasz. I nie masz prawa mnie wyzywać-syknąłem przez zęby i poszedłem do pokoju.Rzuciłem się na łóżko i usnąłem.
*Następny dzień rano*
Obudziło mnie pukanie do drzwi.
-Dajcie mi spać ludzie!-krzyknąłem i przykryłem się kołdrą. Pukanie nie ustawało więc wściekły podszedłem do drzwi i gwałtownie je otworzyłem. Przed drzwiami stał zszokowany Lou.
-A to Ty..-powiedziałem i chciałem zamknąć mu drzwi przed nosem.
-Nie pozbędziesz się mnie tak szybko. Musimy porozmawiać Hazz
- Nic nie musimy już wszystko mi wszystko powiedziałeś. Żegnam -powiedziałem i chciałem zamykać drzwi lecz mi nie pozwolił
.-Kurwa Curly! Zrozum, że kocham Cię najbardziej na świecie! Zachowałem się jak ciota rozumiem, ale nie obrażaj się tak bardzo! Przecież jest mi bardzo przykro!-krzyczał ze łzami w oczach
-Lou.. Twoje słowa bardzo ale to bardzo bardzo mnie zabolały. Rozumiesz? Nikogo słowa nie bolą tak bardzo jak wypowiedziane przez tak ważną osobę.-spuściłem głowę.
-Wiem Hazz.. ale ja już tego nie zrobię. Za bardzo brakuje mi Ciebie Twoich ust włosów pośladków. Hazz wybaczysz mi?
-Przecież wiesz, że nie umiałbym nie wybaczyć Ci BooBear -powiedziałem i wpiłem się w jego usta zachłannie. Całowaliśmy się do utraty tchu.
~~~~~~~~~
Proszę o komentarze. Nawet jedno słowo. Proszę. Muszę wiedzieć czy czyta ktoś.
Proszę o komentarze. Nawet jedno słowo. Proszę. Muszę wiedzieć czy czyta ktoś.
Czyżby pierwszy komentarz? :( Rozdział jest cudowny jak każdy inny :D No słów mi brakuje :D
OdpowiedzUsuń