czwartek, 25 lipca 2013

Rozdział 18

Zatem tak na wstępie... W sumie nie wiem co napisać. -,-
Przepraszamy, że tak długo. Niestety wyszło jak wyszło. Ciągłe rozjazdy, brak weny albo możliwości...
Życzymy miłej lektury i liczymy na Wasze komentarze :3

_________________________________________________________________________________


*Perspektywa Harryego*

Don’t bury me
Don’t lay me down
Don’t say it’s over
'Cause that would send me under

Po moich policzkach spłynęło parę łez, gdy w słuchawkach iPoda usłyszałem piosenkę Alex Hepburn. Przez całą noc nawet nie zmrużyłem oka. Zaraz po tym całym wczorajszym, a właściwie można by powiedzieć, że nawet dzisiejszym zajściu, od razu poszedłem do siebie. Powiedziałem Lou, że muszę sobie to przemyśleć i pobyć trochę sam. Nie dostałem żadnej odpowiedzi, żadnego komentarza, ani słowa. Do tej pory przed oczami mam obraz Louisa, który stał opary o parapet i wpatrywał się w krople deszczu spływające po szybie. Nic nie boli tak bardzo jak milczenie, a zwłaszcza milczenie osoby, którą się kocha.
Gdy tylko utwór dobiegł końca, jednym szybkim ruchem wyrwałem słuchawki z uszu i rzuciłem w je kąt. Otarłem łzy, siedząc opary o łóżko i sięgnąłem po zdjęcie, które stało na stoliku. Za kawałkiem szkła widniałem ja  i Louis na x – factorowskiej scenie. Pamiętam moją radość w momencie, gdy usłyszałem, że zostaliśmy połączeni w grupę. Wtedy nawet przez myśl mi nie przeszło, że się w nim zakocham. Po prostu coś w nim było, jakaś tajemnica, której chęć zgłębienie nie dawała mi spokoju. Z dnia na dzień poznawaliśmy się coraz bardziej, zbliżaliśmy się do siebie. Sprawę z tego, że to właśnie on, zdałem sobie dopiero podczas pierwszej trasy koncertowej, gdy zostaliśmy sam na sam. Po raz pierwszy w życiu byłem na prawdę szczęśliwy. Miałem pewność, że to właśnie miłość mojego życia, a nie jakiś przelotny romans. Wiedziałem, że chcę się zestarzeć właśnie u jego boku, że to właśnie z nim spędzę całe życie, lecz teraz…                                         
Podejrzewam, że ma mi za złe, sprowadzenie Emmy. Czułem się winny przez własną naiwność. Jeśli te zdjęcia ujrzą światło dzienne, to nie tylko nasz związek, ale i dalsze losy zespołu staną pod jednym wielkim znakiem zapytania
Nagle usłyszałem delikatne pukanie do drzwi.
- Nie przeszkadzam? - spytał cicho Niall.
- Nie no, co ty. Wchodź - odparłem posmarkując i wycierając łzy.
- Hazz, co się dzieje? - spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami
Przez dłuższą chwilę milczałem.
- Powiesz mi co się tutaj wczoraj stało? - zapytał. 
- Eh... - westchnąłem. - No co mam ci powiedzieć?
- Prawdę - wtrącił Horan.
- Któraś z dziewczyn zrobiła nam zdjęcia jak... no wiesz... - spuściłem głowę.
- Czyli nie wiecie która? - wypytywał się dalej - Jedna zgania winę na drugą. I jak tak dalej pójdzie, to raczej nigdy się nie dowiemy, jak było naprawdę - odparłem załamany.
W pewnym momencie poczułem na ramieniu rękę Nialla, którą mnie po siebie przyciągnął, a następnie zaczęł delikatnie gładzić po głowie
- Ej, co jest? - zapytał zmartwiony blondyn.
- To moja wina. To wszystko to moja wina. Gdybym nie był tak naiwnym idiotą...
- Hazz do jasnej cholery, to nie twoja wina, że tak się stało! Poza tym ja nie wierzę w to, że Emma mogłaby coś takiego zrobić. Pamiętasz co się działo między Tobą i Eleonor, jak zareagowała ma twój powrót? Bo ja doskonale to pamiętam i wiem, że ona zrobi wszystko byle by wasz związek z Louisem się rozpadł. To przebiegła żmija i wiem, że jest zdolna do wszystkiego. Myślę też, że Emma mogła być jedynie jej przykrywką.
- Niall, ja na prawdę nie wiem jak to było i szczerze mówiąc, nawet nie wiem czy chcę wiedzieć - jęknąłem. - Wiem, że będziesz bronił Emmy. Nie da się przestać czegoś czuć, chociażby nie wiem jak się tego chciało - spojrzałem na zdjęcie, a z moich oczu ponownie zaczęły lecieć łzy.
- Harry, uwierz mi, między tobą, a Louisem wszystko się ułoży - pierwszy raz w życiu widziałem Nialla tak poważnego  - Obydwoje jesteście zdenerwowani całą tą sytuacją. Nie mówię, że dzisiaj, ale za kilka dni na pewno wszystko będzie dobrze. Na prawdę, uwierz mi - powiedział, po czym przytulił mnie i otarł mi łzy. - Chodź na dół, zaraz jedenasta. Wypadałoby zjeść jakieś śniadanie - odrzekł, po czym wstał z podłogi przeciągając się.
- Nie jestem głodny. Szczerze powiedziawszy to jestem zmęczony, w nocy w ogóle nie spałem i chyba teraz to nadrobię.
- Okej, jak wolisz, ale pamiętaj, jakby co wal śmiało - uśmiechnął się i ruszył w stronę drzwi..
- Niall!
- Co? - zapytał blondyn stojąc w progu.
- Dziękuję - odparłem z delikatnym uśmiechem.
- Do usług - roześmiał się Horan.
Po chwili położyłem się na łóżku. Próbując załatać swoją samotność leżałem wtulony w poduszkę z nadzieją na sen, lecz nadal mi czegoś brakowało. Jego dotyku, zapachu perfum, jego twarzy tuż obok mojej. Tym razem już nie miał mnie kto przytulić i cicho wyszeptać do ucha, że jutro będzie lepiej. Zostałem sam
Po mniej więcej trzydziestu minutach wreszcie udało mi się zasnąć. Właściwie nic mi się nie śniło... może to i lepiej? Gdy się obudziłem, zegar pokazywał godzinę 22:03. Spałem ponad dziesięć godzin i podejrzewam, że spałbym jeszcze dłużej, gdyby nie głośnie śmiechy dobiegające z salonu. Słyszałem wszystkich: Zayna, Liama, Nialla, wszystkich prócz Lou. Pewnie gdzieś wyszedł, w sumie nic dziwnego, że ma już tego dość. Z resztą nie tylko on.
Poszedłem do łazienki. Stanąwszy przed lustrem, ujrzałem w nim wrak człowieka. Kogoś, kogo męczy życie. Niby mam wszystko. Tłumy fanów, przyjaciół, którzy skoczyli by za mną w ogień, miłość swojego życia, ale co z tego, skoro wszystko stało się jedną wielką niewiadomą i to prawdopodobnie z mojej winy? Otworzyłem szafkę z lustrzanymi drzwiczkami. Nerwowo zacząłem szukać pudełka z lekami, lecz zamiast środków uspokajających znalazłem ją... małą, srebrną, mocno przybrudzoną, lecz bardzo ostrą żyletkę. Usiadłem, opierając się plecami o brzeg białej wanny, a następnie podciągnąłem rękaw bluzki i wbiłem żyletkę w lewy nadgarstek. Przeciąłem go wzdłuż linii prostej. Zrobiłem to kilkakrotni, nie liczyłem dokładnie ile razy. Jednak nie były to takie rany jak dotychczas. Były o wiele większe i o wiele głębsze. Nadszedł właśnie ten moment. Właśnie ten, by pożegnać się ze światem żywych. Po tej myśli wbiłem żyletkę podcinając sobie żyły. Zasyczałem z bólu, lecz wcale tego nie żałowałem, wręcz odwrotnie, pragnąłem tego. Wreszcie zacząłem czuć karę za to, co spieprzyłem na własne żądanie. Patrzyłem jak krew coraz mocniej zalewa nieskazitelnie czyste kafelki oraz moje ubrania. Robiłem się coraz słabszy, a ciało z minuty na minutę stawało cię coraz bardziej zimne. Siedziałem, wpatrując się tępo przed siebie, nie ogarniajac co się dookoła mnie dzieje. Nagle ktoś wparował do łazienki i wrzasnął. Chciałem na niego spojrzeć, ale... nie mogłem.
- Chłopaki, dzwońcie szybko po pogotowie! - krzyczał Louis, próbując złapać mocno apteczkę, która cały czas wylatywała mu z rąk.
Po chwili zrzucił z siebie koszulę i zawiązał mi  tuż nad ranami.
- Rany boskie, Harry, co cię podkusiło?! - pytał się z łzami w oczach, bandażując mi rękę.
- O kurwa, co się tutaj stało?! - zapytał zdumiony Zayn, stojąc w progu.
- Co się głupio pytasz?! Lepiej dzwoń po pogotowie, idioto! - Tomlinson spojrzał groźnie na bruneta. 
 Zayn zaczął wybierać numer i wyszedł z łazienki.
- Kochanie, słyszysz mnie? Halo? Odpowiedz! - Rozpaczał Lou cały ubrudzony w mojej krwi.
- Lou?... - wybełkotałem ostatnim tchem, a na jago twarzy pojawiła się mała iskra nadziei.
- Czemu? - pytał przez łzy, lecz na to nie dałem rady odpowiedzieć, a moje oczy się zamknęły.


***

Pierwsze co ujrzałem po przebudzeniu to migające światła szpitalnego korytarza. Jechałem na szpitalnym łóżku, które prowadziło dwóch sanitariuszy. Obok nich szedł Lou, który cały czas trzymał mnie za rękę. W tyle widziałem Nialla siedzącego na krześle z rękoma na głowie, Zayna opartego o ścianę i Liama chodzącego jego nerwowym krokiem.
- Zatem panu już podziękujemy - powiedział sanitariusz, kierując wzrok na Louisa.
- Ale jak to podziękujemy, co to ma w ogóle znaczyć?! - uniósł się i niemal rzucił się na pracownika szpitala.
- Tak to. Zostanie pan zawołany w momencie, gdy skończymy wszystkie formalności.
- Nie obchodzi mnie to - powiedział, próbując wbić się do sali, lecz został odepchnięty.
- Jeśli będzie się pan tak zachowywał, zaraz pana wyprowadzi ochrona. Proszę iść do kolegów. Postaramy się załatwić wszystko jak najszybciej - powiedział pracownik, wprowadzając mnie do sali.
Pomieszczenie było białe, miało tylko nieliczne niebieskie dodatki. Panował tutaj specyficzny, szpitalny zapach. Było nieskazitelnie czysto i bardzo cicho.
- Pan Styles? - zapytał starszy lekarz.
- Tak - wychrypiałem.
- No, wreszcie się pan wybudził. Witamy w świecie żywych. Męczyliśmy się z panem kilka dobrych godzin - uśmiechnął się. - Podłączyliśmy panu standardową kroplówkę w związku z wycieńczeniem organizmu. Myślę, nie będziemy teraz pana męczyć z ponad podstawowymi badaniami. Poleży pan u nas kilka dni na obserwacji. Czy ma pan ochotę spotkać się z przyjaciółmi?
Nic nie odpowiedziałem, sam nie wiedziałem czy tego chcę.
- Ten chłopak, który chciał wejść strasznie nalegał, aby go wpuszczono. Musicie być najlepszymi kumplami, co? - roześmiał się starszy człowiek.
- Tak - odpowiedziałem wymownie. - Może ich pan zawołać? - zapytałem nieco osłabiony.
- Oczywiście - odpowiedział i ruszył w stronę drzwi.
Nigdy nie czułem takiego strachu. Bałem się, że usłyszę, że to koniec. Bałem się usłyszeć to, przez co tak naprawdę chciałem się zabić. Po jakichś pięciu minutach zauważyłem otwierające się drzwi. Oczywiście na samym przedzie szedł Lou, a za nim cała reszta.
- Możemy zostać sami? - zapytał Tomlinson, kierując wzrok na lekarza.
- Jak sobie panowie życzą - odparł i po chwili wyszedł z sali.
Prze dłuższą chwilę panowała niezręczna cisza. Na twarzach chłopaków ewidentnie widać było smutek. Niall ledwo hamował się od płaczu, a Lou nawet nie próbował.
- Chłopaki, przepraszam was za to całe zamieszanie - zacząłem. - Nie powinienem był was tym obciążać. Wiem, że wszyscy macie swoje życie, swoje problemy, a do tego jesteście jeszcze zmęczeni. Proszę was, jedźcie do domu. Zostawcie mnie, chcę zostać sam.
- Chociażbym chciał to nie potrafie cię zostawić, bo cię kocham! - wykrzyknął Louis, biorąc krzesło i siadając obok mnie. - Zrozum to, że dla mnie jesteś najważniejszy, zawsze byłeś i będziesz, nie ważne jaką głupotę zrobisz. To moja wina, że w ogóle dopuściłem do tego, żebyś sobie coś zrobił. Gdyby nie moje durne humorki, teraz wszyscy razem bylibyśmy cali i zdrowi w domu.
- Oj, nawet tak nie mów - wtrąciłem.
- Nie wiem jak wy, ale ja się nigdzie nie wybieram - powiedział stanowczo, patrząc po chłopakach.
- Proszę was, wracajcie do domu - wypowiedziałem błagającym głosem.
- Dobra chłopaki, zróbmy tak, ja zostaję, wy jedziecie, okej? - zaproponował Tomlinson.
- Lou, też jedź!
- Nie zostawię cię samego. Będę tu przy tobie, aż do momentu samego wypisu.
- Po co? - zapytałem.
- Nie 'po co?', a 'dlaczego?' - poprawił mnie. - Dlatego, że nie potrafię zostawić miłości mojego życia na pastwę losu w momencie, gdy jest w szpitalu - złapał mnie za rękę i spojrzał głęboko w oczy. - Czy ty na prawdę zwątpiłeś w to, że cię kocham?
- Tak - odparłem cicho. - Ale teraz tego żałuję... i to bardzo.
Po chwili poczułem jego usta na swoim poliku i to był moment, w którym znowu uświadomiłem sobie jakim jestem kretynem, i że nie potrafię docenić tego co mam.
- Mhmm... - odchrząknął Zayn - dobra gołąbeczki, to my zostawiamy was samych, a ty Hazz nie licz, że jutro damy się tak łatwo wygonić.
- Okej - odparłem delikatnie się uśmiechając.
Gdy Niall, Liam i Zayn wyszli, zostaliśmy już całkiem sami. Cały czas czułem jak Lou, delikatnie gładzi mnie po głowie i całuje w czoło. Oboje siedzieliśmy w milczeniu, milczeniu które wyrażało więcej niż tysiąc słów. Właśnie tego było nam trzeba - bliskości, po prostu siebie. 



* Perspektywa Nialla*

Opuszczając salę poczułem ból, a za razem ulgę. Nie mogłem znieść tego widoku, gdy jedna z najbliższych mi osób próbuje odebrać sobie życie. Po raz pierwszy cieszyłem się, że coś nie poszło Harremu po myśli. Nadal nie dawało mi spokoju, jak mogłem do tego dopuścić. Powinienem był przy nim zostać, a nie iść do innych.
Po chwili byliśmy już w samochodzie. 
- Ej... - zaczął Liam, odpalając silnik.
- Co? - zapytałem równocześnie z Malikiem.
- Czy któryś z was wie coś więcej? - zapytał. - Bo jedyne co ja wiem to to, że miało to związek z tym całym zamieszaniem z El i Emmą - popatrzył na nas w lusterku.
- Nie no w sumie to raczej nic takiego się nie wydarzyło, przynajmniej ja nic nie widziałem - odpowiedział śpiący głosem Mulat, a następnie skierował wzrok na mnie. - Niall, a ty coś wiesz? - ziewnął.
- Hmm... - zacząłem kręcić. - Myślę, że jutro wszystkiego się od niego dowiemy - obydwoje spojrzeli na mnie podejrzliwym wzrokiem.
- Okeej - odpowiedział Li wjeżdżając do garażu. - No to... jesteśmy - powiedział, patrząc na śpiącego Zayna.
- No tak, nic dziwnego, w końcu zaraz trzecia - odparłem, chwytając go za ręce, po czym zacząłem wyciągać go z samochodu.
- Liam, weź otwórz drzwi, a ja go jakoś dociągnę do łóżka.
- Dobra, już otwieram.
Przełożywszy ramię Mulata przez swoją szyję i chwyciwszy go w pasie, zacząłem prowadzić go w stronę jego sypialni.
- Jesteś taka piękna. Bardzo bolało jak spadałaś z nieba aniele? - zaczął bełkotać przez sen, a ja z Paynem na siłę próbowaliśmy powstrzymać się od śmiechu.
Po prawie dziesięciominutowej męce z transportem Zayna, wreszcie udało nam się położyć go w łóżku.
- Dobra Niall, ja chyba idę śladami naszego lowelaska i też idę spać - rzekł Liam.
- Okej, ja jeszcze coś porobię, pooglądam TV czy coś - powiedziałem.
- Okej, no to... dobranoc.
- Dobranoc - odpowiedziałem, po czym zszedłem na dół.
Wcale nie miałem w planach siedzieć przed telewizorem. Gdy tylko usłyszałem dźwięk prysznica chwyciłem kluczyki od samochodu i ruszyłem do garażu. Nie mogłem czekać z wyjaśnieniami. Musiałem to wiedzieć teraz. Musiałem wiedzieć czy Emma faktycznie zrobiła te zdjęcia, czy to zwykła manipulacja Eleonor. Już po chwili zaparkowałem pod jej domem, lecz nadal nie wychodziłem z samochodu. Była 03:22. Nie wiedziałem nawet czy mi otworzy, czy będzie chciała ze mną rozmawiać, ale w końcu raz się żyje. Wyszedłem z samochodu, trzasnąłem drzwiami, po czym zamknąłem go. Drzwi od klatki były otwarte, więc nie miałem problemu, żeby się dostać pod jej mieszkanie. zaraz po przekroczeniu progu znalazłem się przed jej drzwiami. Serce zaczęło mi bić coraz szybciej, ręce zaczęły się pocić, a w gardle poczułem nagły ścisk. Wiele nie myśląc, zadzwoniłem do drzwi, lecz nikt mi nie odpowiedział. Powtórzyłem zabieg kilkakrotnie, lecz tym razem znacznie szybciej. Gdy już maiłem udać się do wyjścia, usłyszałem kroki.
- Nie, nie mam zamiaru przechodzić na twoją wiarę, ani zmieniać swojego trybu życia - powiedziała z zamkniętymi oczami, trzymając się futryny.
- Możemy pogadać? - dziewczyna wytrzeszczyła na mnie oczy. - Matko boska, Niall! Co ty tu robisz? - zapytała patrząc na zegarek. - Przecież jest wpół do czwartej.
- Mamy poważnie do pogadania i to nie może czekać - odparłem poważnym tonem.
- Okej - powiedziała wskazując wejście. - Zapraszam.
Gdy wszedłem do środka, od razu zostałem skierowany do salonu.
- Chcesz kawy? - zapytała zakładając szlafrok.
- Nie, dzięki - odparłem. - Możesz mi powiedzieć co się stało u nas wtedy w nocy?
- Niall, wiem, że i tak mi nie uwierzysz, ale to naprawdę nie ja - zaczęła się tłumaczyć.
- Wierze ci i właśnie dlatego tutaj jestem. Od początku wiedziałem, że to nie możliwe żebyś to ty to zrobiła.
- Niall, mimo tego, że tego nie zrobiłam to i tak moja wina... - odparła, spuszczając głowę.
- Jak to? - zdumiałem się.
- Ja o wszystkim wiedziałam... Pamiętasz jak mnie odwoziłeś na spotkanie?
Pokiwałem twierdząco głową.
- Spotkałam się z El, wtedy jeszcze nie wiedziałam o co chodzi. Na początku obiecałam jej, że nie pisnę ani słowa i to mnie zgubiło. Powiedziała mi swój plan. Nie wiedziałam co mam zrobić, nie mogłam wam powiedzieć. Cały czas jak byłam u was pilnowałam żeby nic się nie stało, ale jak zwykle... nie wyszło - zaczęła płakać. - Próbowałam to wyjaśnić Lou, ale on nie dawał mi dojść do słowa. Zaraz po tym, jak nas wyrzucił wyrwałam jej torbę. Louis przeoczył fakt, że El podmieniła karty. Mam ją nawet przy sobie. Stwierdziłam, że nie pozwolę na to, aby ich sekret wyszedł na jaw. Wiem, że Harry nie chce mnie już znać, i że lepiej, żebym mu się na oczy nie pokazywała, ale proszę, przekaż mu to - rzekła i podała mi kartę.
- Emma... - zrobiłem krótką przerwę. - Harry jest w szpitalu - wyznałem.
- Że co?! - zdziwiła się. - Ale jak to, co się stało?
- Dopiero przed chwilą wróciliśmy. Harry próbował popełnić samobójstwo. Podciął sobie żyły. Kwestia kilku minut i... - mowę odebrała mi gula w gardle. - I... no wiesz... Myślę, że sama powinnaś mu to wyjaśnić i dać te zdjęcia.
- Jak on się czuje? - zapytała przez łzy.
- Jest osłabiony, ale żyje i nic mu nie jest - zapewniłem.
- Przecież on mnie tam nawet nie wpuści. On jak on, ale Louis mi wydrapie oczy na dzień dobry - powiedziała, załamując ręce.
- Emma, co ty na to, żebym został i z samego rana razem do niego pojedziemy? - zaproponowałem.
- Okej - powiedziała, a ja chwyciłem ją za ramiona, a następnie przytuliłem.
- Zobaczysz będzie dobrze... - pogłaskałem ją po głowie.
- Mam pytanie - powiedziała po dłuższej chwili.
- Tak? - zapytałem.
- Czemu to robisz? - popatrzyła mi w oczy.
- Bo... - usiłowałem powiedzieć prawdę, lecz nie dałem rady.
- Bo?... - zniecierpliwiła się lekko.
- Bo, po prostu... zasługujesz na to... - odparłem unikając prawdy, gdyż nie potrafiłem powiedzieć, że ją kocham.

8 komentarzy:

  1. fuck yeah, jestem pierwsza ; > . więc na samym początku chciałam podziękować, że wreście dodaliście rozdział . jest on zajebisty . prawie płakałam jak Haz podcinał sobie żyły i Lou go potem znalazł . naprawdę macie dar do pisania takich opowiadań . słodko, że Najdżel znalazł sobie jakąś laske, mam nadzieję, że ona też go tak lubi lubi . nie chcę żeby złamała mu serce . chciałabym żeby Lou i Harold uwierzyli Emmie i żeby coś z tym zrobili, bo przecież nie wytrzymam z tą Elką . niech zgłoszą to na policje i niech ją zamknął xd . wiem, że to niemożliwe, bo wtedy by się wszystko wydało, ale nieważne xd . więc jak już mówiłam rozdział mega i czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. drogi Patryku. obiecuję, że jeżeli w następnym rozdziale danym mi do sprawdzenia, będą takie braki spójności, to ukręcę Ci głowę i nabiję na pal. :3 umiesz pisać, ale wydaje mi się, że czasem nie wiesz co piszesz lub opisujesz kilka rzeczy, które wykluczają siebie nawzajem, przez co tekst staje się nielogiczną papką. Jednak po kilku drobnych poprawkach całość wygląda, tak jak wygląda - czyli wcale dobrze. :>
    pozdrawiam serdecznie ja, czyli Dee'z - 'spec' od przecinków, jak zwykle stojąc w progu, mój znajomy Kapitan, który czuje się olany i mój osobisty (po)twór Scott, czekający na swoją wielką miłość, która niestety nie jest na spacerze.

    ps. Ciebie serio nie irytują te wszystkie moje bezsensowne komentarze, które nie mają ogólnego wpływu na treść powstającego rozdziału? xD

    OdpowiedzUsuń
  3. fajny rozdzał , ale kiedys Dominika , dodawałas obrazki , gify ... to było fajnee , lepiej sie czytała , widziąc cos przy tym xd
    i wieksza czcionka , lepiej sie czyta xd a rozdział ogólnie ciekawy ;d

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział. Cieszę się że pomimo rozjazdów, braku weny i możliwości daliście radę dodać ten post. Jak już napisałam wcześniej, Rozdział świetny taki, nie wiem czy to dobre słowo ale, wzruszający. Mam nadzieję że w następnym wszystko się wyjaśni.
    Czekam i weny życzę ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. bardzo fajnyy ! piszcie dalej ! byle szybko :D racja , fajnie by było z obrazkami :D

    OdpowiedzUsuń
  6. moglibyście w sumie dać już nowy rozdział . wszyscy z niecierpliwością go wyczekujemy i fajnie by było gdybyście coś dali . dziękuję ; D

    OdpowiedzUsuń
  7. większa czcionka - dobry pomysł ! :D rodział (y) :P serio
    Paulinaa xa

    OdpowiedzUsuń
  8. DODAJ JUZ NOWY PLIS !

    OdpowiedzUsuń